- Tu zostaję - oznajmiłam krótko mojemu aż nazbyt miłemu przewodnikowi.
- Ale przecież to jest Las Smutku! - zawył z oburzeniem. - Tu nigdy nie jest wesoło...
- Mi jakoś jest. - odpowiedzialam głosem nieznoszącym sprzeciwu i ruszyłam szybkim krokiem do przodu.
Znalezienie i wystrojenie mojego przyszłego miejsca zamieszkania nie zajęło dużo czasu. Po niecałej godzinie moje mieszkanko było już gotowe, a ja głodna. Ruszyłam na polowanie.
***Jakiś czas później w głębokim lesie***
Wytropienie przysłej zdobyczy było nielada wyzwaniem, zwłaszcza jeśli wcześniej natknąłeś się na niedźwiedzia, który jednym machnięciem łapy rozorał ci bok. Brrr... Na samo wspomnienie ciarki przechodzą po plecach. Skręciłam w strone lecznicy. W końcu nie będę polować z rannym bokiem, zwłaszcza, że moją krew wyczuła już większość zwierząt w tym lesie.
- Co ci się stało? - zapytał miły głos za mną.
- Spotkanie z niedźwiedziem - odpowiedziałam wymijająco i odwróciłam się.
W odległości niecałych 10 metrów ode mnie stał wilkowaty pies. "To pewnie Dingo", pomyślałam przypiminając sobie tabelę na ścianie w mojej hodowli. Wyglądał bardzo podobnie, jednak głębokie, bursztunowe oczy różniły go z psem ze zdjęcia w tabeli.
- Nie wygląda to zbyt ciekawie - rzekł lustrując mnie swoimi oczyma.
- Cóż. Tak się kończą wpadki na wkurzone niedźwiedzie... - uśmiechnęłam (a raczej starałam się uśmiechnąć) miło.
- Chodź. Opatrzę twoją ranę - powiedział pies podchodząc coraz bliżej.
Poddałam się jego propozycji i ustawiłam się tak, aby miał lepszy dostęp do rany.
- Mogłabym wiedzieć jak ma na imię mój "wybawiciel"?
- Robin.
Chwilę smakowałam to imię. "Robin... nawet ładnie", pomyślałam.
- A ty, ranna istoto?
- Shisuhito. - przedstawiłam się cicho.
< Robin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz