- Zawsze jesteś taka miła? - przeciągnąłem się. Wilczyca z paskudnym uśmieszkiem odparła, a właściwie wypluła słowa:
- Tak... - prychnęła, zamaszyście obróciła się i odbiegła, trzymając się cienia. Nie kryła się, jedynie chciała uniknąć spotkania z grupką psów, śmiejących się i żartujących.
Nie byłem pewien, czy chcę ją znowu spotkać, ale na pweno była ciekawą osobą i miała do opowiedzenia opowieść. Opowieść, taką jakie zbieram i opowiadam przyjacielom przy ognisku.
Machnąłem ogonem i wkroczyłem do jaskini.
W półmroku dotrzegłem trzy psy: Hockey'a, którego poznałem po skąpym opisie Ellie - "czarny owczarek" oraz dwie suczki - retrievera i kolejną mieszankę psa z wilkiem - wyglądała bardziej jak owczarek australijski. Zaalarmowany szelestem, czarny pies odwrócił się. Zanim zdążył zadać nieśmiertelne pytanie "kim jesteś?", skinąłem łbem i powiedziałem.
- Jestem Robin, Ellie przyprowadziła mnie tutaj, bo chciałbym dołączyć do Sfory. Zakładam, że ty jesteś Betą. Hockey, prawda?
- Ellie? - uniósł brwi - Tak, nazywam się Hockey. Oczywiście, możesz dołączyć. Psów... - zmierzył mnie wzrokiem... -... wilków* nigdy za wiele. Jeśli mają dobre zamiary, rzecz jasna. Witaj w Sforze Psiego Głosu. - uśmiechnął się, ale z jego oczu wyzierało zmęczenie. - muszę cię jednak ostrzec, jesteśmy w stanie wojny. Z wilkami, i ich przywódczynią, Rudą Wiedźmą. - Ocho, zaczyna się robić ciekawie, rozbłysły mi oczy. - Jeśli dołączasz, powinieneś to wiedzieć. Zostajesz?
- Jasne. Nie raz się biłem...
- Wspaniale. Ach, jeszcze coś. To - wskazał na czarną suczkę - jest Doris, strateg wojenny. - No tak, to by tłumaczyło jej obecność.
- Hej. - uśmiechnęła się.
- Miło mi. - krótko się skłoniłem.
- A to jest Volta, także strateg. - machnął łapą w stronę "kolorowej" suczki. Czyli przygotowania na maksymalnych obrotach.
- Cześć. - cicho oznajmiła.
- Witam. - machnąłem ogonem.
- Dobra, to ostatnia sprawa. Twoje stanowisko. Wojowników mamy od groma, ale może coś związanego z medycyną? Po wojnie się przyda - spochmurniał.
- Okej, Trochę się na tym znam. Ale nic zaawansowanego...
- Może opiekun chorych?
- Idealnie. Możesz na mnie liczyć, nie jestem znowu taki aspołeczny.
- I sektor. Avendeer, Fallendeer czy Navydeer?
- Tutaj.
- Ok, Fallendeer. Miejsce?
- Pustynia. Jeśli jest.
- Pomarańczowa Pustynia. Dobra, wszystko załatwione, poproś kogoś, żeby cię zaprowadził. My nie mamy czasu. - wskazał na strategów i siebie.
- Wielkie dzięki. - oznajmiłem i wyskoczyłem z jaskini. Grupka psów nadal tam była. Podbiegłem do nich, przedstawiłem się i poprosiłem o oprowadzienie po Fallendeer. I do pustyni.
<ktokolwiek?>
* dingo to wilki, ale mówi się o "psach dingo" -.-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz