środa, 2 kwietnia 2014

Od Merlyn - CD historii Dasc'a

 Nie były to przeprosiny, jakich oczekiwałam, ale lepsze to niż nic. Może nie stać go na więcej.
- Możliwe. - mruknęłam i wróciłam do wiszącego Dasc'a. Patrzył na mnie przymrużonymi oczami, i - dałabym sobie ogon uciąć - utrzymywały się nad nim czarne chmury.
Wykorzystałam swoją smukłą sylwetkę i oparłam przednie łapy o pień drzewa, wyciągając ciało na całą długość.
- Tylko się teraz nie wierć. Nie chciałbyś takich konsekwencji. - zaśmiałam się mimo woli. Sidła wpiły się tuż przy stawie kolanowym. Gdybym źle oceniła odległość, mogłabym uszkodzić coś innego. Boże, o czym ja w ogóle myślę!
Przymierzyłam się do ugryzienia, ale nijak mi wychodziło.
- Nie, nie dam rady. Musisz się rozbujać...
- A ty miałaś mi pomóc. - żachnął się, ale zaczął ruszać na boki.
Kiedy wystarczająco się rozhuśtał, wyciągnęłam szyję i zatrzasnęłam szczęki na drucie. Ale Dasco musiał wrócić na przeciwległą stronę, a tego nie przemyślałam. Pociągnął mnie za sobą i szczękę przeszył niezwykły ból. Mimowolnie pisnęłam.
Zjechałam na sam dół, aż do uda. Zacisnęłam szczęki najmocniej jak potrafiłam, aż wydobył się zgrzyt i Dasco runął w dół.
Ja razem z nim.
- Auć, au! Złaź! - wrzasnął, kiedy poczuł na sobie mój ciężar. Zwlokłam się z niego.
- Taka to wdzięczność. - prychnęłam.
- Baaardzo mi pomogłaś! Przecież mam jeszcze pętlę na nodze, ślepa jesteś?
- Już zacząłeś? Uch! - warknęłam na niego. - Poza tym, mówiłam, że cię ściągnę. Twój problem, czy...
Przerwałam, kiedy rana zaczęła krwawić.

< Dasco? I sorry, zawsze muszę się rozpisać ;_; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz