Merlyn nieźle się uszkodziła, z otwartej rany niewielkim strumieniem płynęła ciemnoczerwona strużka krwi.
- Hahah - zaśmiałem się gorzko, nadal leżąc ze związanymi łapami - Ładnie się załatwiłaś...
- Bo jakbyś nie zauważył ratowałam Ci tyłek.. - przerwała mi Merlyn, nie domykając uszkodzonej szczęki.
- Nieciekawie to wygląda - powiedziałem desperacko, próbując jakoś się uwolnić, nawet nie zwracając większej uwagi na zranioną Merlyn.
- A może chociaż dziękuję? - powiedziała spokojnie po czym usiadła, skupiona na swojej ranie.
- Proszę, dziękuje - przedrzeźniałem ją - za kogo ty mnie masz?!
Po jakimś czasie w końcu jakoś się uwolniłem, po czym wstałem. Merlyn nic nie odpowiadała, w końcu spojrzałem na nią. Ten widok nie należał do przyjemnych: Merlyn leżała bezwładnie pod większą paprocią z szeroko otwartymi oczami.
< Merlyn? To opo jest jakieś bez sensu, ale moja wena mnie opuściła :'C >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz