Tego letniego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno. Wiał delikatny wiatr, wprawiając w ruch gałęzie krzewów. Gdzieś w wysokiej trawie siedział niczego niespodziewający się królik. Spokojnie skubał znajdujące się obok niego rośliny. W jego stronę zbliżała się śniada sheltie. W tym ukryciu prawie w ogóle nie było jej widać. Skradała się na ugiętych łapach, starając się nie wydać z siebie żadnego, nawet najcichszego dźwięku. Gdy znalazła się wystarczająco blisko swojego celu, ruszyła do przodu i w kilku susach dobiegła do swojej ofiary. Wbiła kły w jej szyję, czując słodki smak krwi na języku. Czuła, jak ze zwierzęcia uchodzi życie. Wzdrygnęła się lekko.
Była to suczka niskiego wzrostu. Jej długa i puchata sierść sprawiała, że na pierwszy rzut oka wyglądała na kulkę. Jednak tyle zauważyłby mało uważny obserwator. Trójkątne uszy, wiecznie postawione do góry, wyrażające zaciekawienie tym, co ją otaczało. Jej ciemne oczy były wręcz śmiejące się. Co kilka kroków podskakiwała. Po prostu tryskała radością i energią, którą zawsze zarażała też innych.
Ta niewielka istota miała na imię Caffeine.
I chyba się zgubiła.
Rozejrzała się wokół. Krążyła po tych okolicach już od dłuższego czasu, w poszukiwaniu... W sumie to sama niezupełnie wiedziała, czego szukała. Pragnęła zwyczajnie znaleźć się gdzieś daleko, z dala od wspomnień, które ją nękały. Nie były to tylko i wyłącznie złe wspomnienia, skądże. Ale ona chciała po prostu zacząć życie od nowa.
Postanowiła iść dalej. Spacerowała wzdłuż szerokiej rzeki, której jeszcze nigdy dotąd nie widziała. Nagle jej uwagę przykuła postać stojąca w oddali. Był to pies. Coś drgnęło w sercu sheltie. Spojrzała na niego zaciekawiona. Nie był to znajomy pies, z pewnością nigdy go nie widziała, a jego zapach również był jej nieznany. Tak dawno z nikim nie rozmawiała. Ba, dawno z nikim się nie widziała. Zdesperowana Coffee skierowała się w stronę nieznajomego. Dawno nie była tak spragniona towarzystwa. Gdy znalazła się kilka metrów obok, pies odwrócił się w jej stronę, posyłając jej dziwne, ale niekoniecznie zniechęcone spojrzenie.
- Em... Witaj. - odezwała się. Na jej pyszczku zawitał przyjazny uśmiech. Chciała dobrze zacząć. - Mam na imię Caffeine, a ty?
Nie obchodziło ją to, jak dziwna była ta sytuacja. Podeszła do obcego psa i szczerzyła się do niego. Wydawało jej się jednak, że to mogła być niepowtarzalna szansa i naprawdę musiała z niej skorzystać.
Może ma ktoś ochotę dokończyć? c':
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz