czwartek, 23 lutego 2017

Od Lastrady do Marvela

Lastrada wolno otworzyła rozespane oczy. Potoczyła wzrokiem po sypialni. Wolno dźwignęła się na łapy, po czym wyszła z pokoju. Właściwie chciała iść do kuchni coś zjeść, ale nogi poniosły ją do Raphaela. Zapukała, po czym weszła. Malec spał. Przez chwilę chciała wyjść, ale nagle uśmiechnęła się diabelsko. Podeszła do szczeniaka, po czym lekko uszczypnęła go w kark. Ten podskoczył, wyrwany ze snu, a czarnobiała szybko uciekła z jego klitki, zanosząc się śmiechem.
- Pobudka! - wrzasnęła za siebie. - Radź sobie sam, ja wychodzę!
- Kiedy wrócisz?... - rozległo się.
- Późnym wieczorem. Nie radzę na mnie czekać. Jak wrócę, masz spać u siebie. I nie grzeb u mnie w pokoju! Możesz kogoś zaprosić, ale nie brojcie. W spiżarni masz mięso... I to tyle.
-  Pa pa! - usłyszała jeszcze, wybiegając z domu. Uśmiechnęła się i zwolniła.  Spojrzała na niebo, bezchmurne i niebieskie. Nie dane jednak było jej rozkoszować się niebem.
- Auuu! - krzyknęła.
- Jak tak wrzeszczysz, to można pomyśleć, że jednak jesteś wilkiem. Tak w ogóle, sorry. - usłyszała. Nagle uświadomiła sobie, że przecież zna ten głos. Przez ostatnie zmiany całkiem zapomniała o Marvelu!
- Ach, witaj. Piękne rozpoczęcie dnia. - zaśmiała się, ukazując zęby. Przewrócił oczami. - Gdzie idziesz?
- Przed siebie.
- A już myślałam, że na mnie. - uśmiechnęła się lekko. - A tak na serio?
- Zapolować. Zapasy diabli wzięli. - burknął.
- Czy dałbyś się zaprosić na obiad? Coś w spiżarni jest. - spojrzała nań prosząco, myśląc jednocześnie Jest, o ile ktoś tego jeszcze nie zeżarł. 




<Marvel? Haha, palma mi odbiła.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz