Od kilku dni zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, opuszczając miasto. Od kilku dni żywiłam się jakimiś paskudnymi jagodami... No dobra, znalazłam jakiegoś zdechłego gołębia. Jedno obrzydliwsze od drugiego.
Droga byłą bardzo długa. Zaraz, gdzie ja chciałam dotrzeć?...
- Auuu! - usłyszałam. Chwile, mnie też bolało.
- Emmmm... - wydusiłam. - Wilk!
- NIE. - wysyczał.
Przygryzłam wargę. Po stokroć przeklęte to podłe stworzenie, które mnie urodziło. Przez nią tu stoję jak głupia krowa.
- W-wybacz. Może... już... pójdę.
Obróciłam się. Po jakie licho zawracam?! Nie mam po co iść do miasta! Nikt na mnie nie czeka, mają mnie głęboko gdzieś.
Ale wciąż nie mogłam się zatrzymać. Tłumiąc łzy, szłam dalej.
- Poczekaj. - poczułam ciepły oddech przy uchu.
Obróciłam głowę, by spojrzeć w ciepłozłote oczy psa.
~Marvel? Ciepłozłote oczy... lol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz