Niestety, nie brałam udziału w walce, więc nie miałam na to większego wpływu. Jedyne co mogłam zrobić, to oddać się temu, co lubię - czyli komponowaniu nowych utworów, które motywowałyby Sforę do działania - lub też pomaganie lekarzom. Jakiś czas temu zgłosiłam się do pomocy. Byłam więc pomocnikiem, gdyż na stanowisko lekarza jeszcze nie zasługiwałam. Brakowało mi wystarczającego doświadczenia. Sobie potrafiłam pomóc, jednak innym... To było już dużo trudniejsze.
- Lee, wracaj. - głos Gerisa przywołał mnie na ziemię.
- T-tak? - wymamrotałam, wyrwana z zamyślenia.
- Mogłabyś mi w czymś pomóc? - spytał.
- Zawsze i wszędzie. - mruknęłam. - O co chodzi?
- Potrzebujemy roślin spotykanych przy krzywym lesie do przyrządzenia leków, które powoli się kończą. - westchnął. - Rosną w ich pobliżu i bardzo się wyróżniają, więc na pewno rozpoznasz, o które chodzi. Intensywnie niebieski kolor, nieco większe od innych. - tłumaczył.
Kiwnęłam głową.
- Poradzisz sobie? - border collie uniósł jedną brew.
- Pewnie. - odparłam. Wybiegłam spod Olimpusa i skierowałam się w stronę Navydeer. Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam. Małymi susami pokonałam dosyć dużą odległość, przedzierając się przez różne krzaki i wysokie trawy. W biegu nagle na kogoś wpadłam.
- Przepraszam! - jęknęłam. Podniosłam wzrok i ujrzałam wyższego ode mnie owczarka. Kogoś mi przypominał... - Vincent? - przekrzywiłam głowę.
- We własnej osobie. - spojrzał na mnie. - Eileen, tak?
Przytaknęłam.
- Co tutaj robisz? - zapytał. - Nie jesteś na Olimpusie? - zdziwił się.
- Geris wysłał mnie, żebym zebrała rośliny, bo leki się kończą. - odrzekłam. Zawahałam się na moment. - Może chciałbyś mi pomóc? - spytałam nieśmiało.
Vincent? B)
Pisałam to opowiadanie zanim oficjalnie zakończyła się wojna... :P
- Lee, wracaj. - głos Gerisa przywołał mnie na ziemię.
- T-tak? - wymamrotałam, wyrwana z zamyślenia.
- Mogłabyś mi w czymś pomóc? - spytał.
- Zawsze i wszędzie. - mruknęłam. - O co chodzi?
- Potrzebujemy roślin spotykanych przy krzywym lesie do przyrządzenia leków, które powoli się kończą. - westchnął. - Rosną w ich pobliżu i bardzo się wyróżniają, więc na pewno rozpoznasz, o które chodzi. Intensywnie niebieski kolor, nieco większe od innych. - tłumaczył.
Kiwnęłam głową.
- Poradzisz sobie? - border collie uniósł jedną brew.
- Pewnie. - odparłam. Wybiegłam spod Olimpusa i skierowałam się w stronę Navydeer. Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam. Małymi susami pokonałam dosyć dużą odległość, przedzierając się przez różne krzaki i wysokie trawy. W biegu nagle na kogoś wpadłam.
- Przepraszam! - jęknęłam. Podniosłam wzrok i ujrzałam wyższego ode mnie owczarka. Kogoś mi przypominał... - Vincent? - przekrzywiłam głowę.
- We własnej osobie. - spojrzał na mnie. - Eileen, tak?
Przytaknęłam.
- Co tutaj robisz? - zapytał. - Nie jesteś na Olimpusie? - zdziwił się.
- Geris wysłał mnie, żebym zebrała rośliny, bo leki się kończą. - odrzekłam. Zawahałam się na moment. - Może chciałbyś mi pomóc? - spytałam nieśmiało.
Vincent? B)
Pisałam to opowiadanie zanim oficjalnie zakończyła się wojna... :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz