Nie byłam przekonana co do tej sfory... albo stada czy coś. Dochodziła do mnie myśl... pewna trudna myśl...
- Cayle. Powinnaś kogoś poznać...- szepnęłam do siebie.
Szłam drogą ze zwieszoną głową. No dobra. Kogo poznać? Wtedy zobaczyłam jakiegoś psa. Podbiegłam do niego.
- Witaj. - odezwałam się. - Kim jesteś?
- Yy... cześć. - mruknął. - A ty kim... - po czym po chwili dodał.- Marvel, nowy.
- A to wpadłam.- mruknęłam do siebie.
- Co mówiłaś?- zapytał.
- Nic... miło mi poznać, jestem Cayle. Też nowa.- powiedziałam.
Szliśmy przez chwilę obok siebie co chwilę zerkając na siebie nawzajem. Jak te dwa skowronki... nikt nie zamierzał się odezwać. Co dalej? Idziesz się przywitać, potem rozmowa powinna się kręcić mniej więcej: '- Hej.
- Hejka.
- Imię?
- Cayle, a Ty?
- Marvel, miło mi poznać. Jak tu trafiłaś?
- Na nogach... wędrowałam... a potem tu trafiłam i tyle, a Ty?'
I tak dalej... a tu nic. Ja nie umiem kontynuować rozmowy. Nagle doszliśmy do Fioletowej rzeki, czyli jedynego miejsca, które znam. Może...
- Marvel... bo ja tu mieszkam... może chciałbyś ze mną chwilę posiedzieć?- zaproponowałam.
Pies najwyraźniej przeprowadzał bitwę sam ze sobą.
- Dobrze.- uśmiechnął się.
Odwzajemniłam gest.
- Zrobić Ci herbatę?- spytałam.
<Marvel? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz