Pomożemy... Damy radę.
- właśnie, macie nas...
- dziękuję wam, na prawdę. - wadera przytuliła nas. Jednak po chwili spoważniała.
- czuję wilka... Może to on! - zaczęła panikować.
- nie, to... Chyba ja. - westchnęłam.
- ty? - wadera powąchała mnie.- myślałam...
- wiem. Przepraszam. Myślałam że bardziej wystraszyss się wilka, czy coś... Albo pomyślisz że będę chciała coś zrobić szczeniakom... Nie jestem taka. - zapewniłam ją. Była spokojniejsza. Szczeniaki schowały się w norce. Były zmęczone i... Głodne.
- Nie jedliśmy od wielu dni.. - wadera zrobiła ponurą minę.
- przechodziłam przez to samo- zaśmiałam się. - Horizon, pilnuj ich, ja idę zapolować.
- Nie... Ty ich pilnuj. Jesteś wilkiem i masz doświadczenie w bronieniu się i..
- ok. Idź.
Pies pognał przed siebie. Ja zajęłam się waderą, która położyła się obok nory, podpierając głowę na drzewie.
- przyjaźnisz się z psem..? - spytała.
- tak. On... Jest... Specyficzny. Z nim mogę o wszystkim porozmawiać, on się o mnie troszczy, bardzo mi pomaga... Zwłaszcza w tedy, jak mnie znalazł. Gdyby nie on
...
- rozumiem. Takiego przyjaciela to ze świecą szukać. Ale... Pies?
- Wiem, mogłabym go zabić, ale nie chcę. Lubię go. Inne psy też, ale tylko z nim umiem normalnie rozmawiać.
- ze mną chyba też...
- chyba tak. - cóż... Jest waderą, była miła a poza tym, ma szczeniaki. Nawet gdybym była z natury wredna, nie mogłabym jej spławić.
Do naszej rozmowy, włączyły się szczeniaki.
- A pani tu mieszka? - wskazał mały samiec na las.
- no właśnie nie... Ja z Horizonem trochę się zgubiliśmy. - uśmiechnęłam się do niego.
- pomożemy wam znaleźć drogę do domu. - odezwał się drugi wilczek.
- małe, a tak mądre. Mają to po mamie
Wadera uśmiechnęła się. W tedy, małe zaczęły piszczeć że są głodne. Idealnie w tym momencie zjawił się Horizon, ciągnąć łanie w pysku.
- długo mnie nie było? - spytał z zadowoleniem na pysku. Saf zabrała się za jedzenie, a następnie nakarmiła młode.
- wiesz gdzie ostatnio widziałaś tego wilka? - spytał mój psi przyjaciel.
Zamyśliła się. Popatrzyła tu i tam, aż powiedziała - 2 dni temu, byliśmy jakieś 10 kilometrów z tąd, nad rzeką. Widziałam go tam ostatni raz. Uciekliśmy, chciałam go zgubić. I w tedy przypomniałam sobie o mojej norze... Musiałam ochronić szczeniaki.
- jesteś pewna, że cię nie śledził?
- chyba... Nie czułam go.
- zrobię obchód. - powiedziałam stanowczo, stojąc przed wilkiem i psem
- uważaj. - odparł Horizon.
- On jest dużym, czarno - brązowym wilkiem. Ma charakterystyczną bliznę na pysku, koło nosa. Na pewno go rozpoznasz. I.. Też uważaj. -wadera wstała i spojrzała na szczeniaki. Moje ostatnie spojrzenie na Horizona było w stylu "dam radę, nie martw się ". Poszłam przed siebie. Węszyłam, by go wyczuć w razie czego. Było chłodno, ale futro zaczęło mi że dorastać... Byłam szczupła, ale masywna, a moje futro grube i puszyste. Doskonałe do walki z zimnem,ale niestety nie chroniło mnie przed wodą... Szkoda.
Usłyszałam coś. Krzaki. Przyjrzałam się im. Zobaczyłam coś... Powoli podeszłam. Co to jest? Nadal nic nie czułam. Bez namysłu wskoczyłam w krzaki. Warknęłam. Ale po chwili, śmiałam się sama z siebie. Sowa. W krzakach była sowa. Zaplątała się o gałąź. Pomogłam jej... Zawsze lubiłam sowy. Były takie puszyste, i te ich oczka. Ona spojrzała na mnie i odleciała. Jednak to co zobaczyłam, sprawiło iż moje serce zaczęło bić jak szalone. Ślady... Wielkie i zakrwawione. Prowadziły... O nie.
Biegiem, jak rakieta, pognałam w stronę nory. Tak ślady prowadziły. Jeśli coś im się stanie, nie wybaczę sobie...
Nagle usłyszałam wycie. Biegłam jeszcze szybciej, aż dotarłam do nory...
Horizon?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz