Ares spał wtedy u mnie. Mimo, że już spaliśmy ze sobą na jednym posłaniu, to po przeżyciach w hodowli czułam się dziko. Pies dawno zasnął wtulony we mnie. Mi jednak było niedobrze. Wstałam delikatnie, aby go nie obudzić i wyszłam na zewnątrz. Zbierało mi się na mdłości. Co jest ze mną nie tak? Stwierdziłam, że poczekam jeszcze trochę.
Po tygodniu jednak mój stan wcale się nie poprawiał. Podczas spaceru z Aresem, musiałam na chwilę przystanąć.
- Co ci? - zapytał patrząc na mnie dziwnie.
- Nie wiem. Nic. - uśmiechnęłam się sztucznie i podeszłam do psa.
Dopiero po dwóch tygodniach coś mnie tknęło. Poszłam do szpitala i poprosiłam aby zajęła się mną Verona.
- Mam dobre wieści. - uśmiechnęła się.
- Popatrzyłam na nią wyczekująco.
- Jesteś..w ciąży. - oznajmiła.
- C-co? - jęknęłam. - A-ale ja nie chcę. N-nie mogę. - po policzkach i kufie zaczęły mi spływać łzy. Wiadome, że były to dzieci Oliviera. To nie mogło być prawdą. Suczka podeszła i przytuliła mnie.
- Jeśli chcesz to istnieje jeszcze jedna możliwość. - spojrzała na mnie poważnie. - Nie daje to stuprocentowej pewności. Może być niebezpieczne, ale mogę się tego podjąć.
Sama w to nie wierzyłam. Miałam zabić własne dzieci.
Ares? ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz