czwartek, 16 czerwca 2016

Od Easy - CD historii Devo

Była to wyjątkowo smutna kolacja. Nadal nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało. Czułam, jak łzy płyną mi do oczu. Za wszelką cenę starałam się je powstrzymać. Easy, nie rozklejaj się, powtarzałam sobie.
Wszyscy tęskniliśmy za Green Day.
Każdy próbował co jakiś czas powiedzieć coś weselszego, ale nikomu nie poprawiało to nastroju. Zaczęliśmy normalnie rozmawiać dopiero godzinę później, jednak nadal była pewna bariera, której żaden z nas nie chciał przekraczać.
Spuściłam wzrok. Nawijałam dalej, by odwrócić myśli reszty od tragicznego wydarzenia, jakie miało miejsce. Mizu trochę mi w tym pomogła.
Kolacja skończyła się późnym wieczorem. Ja z Devo wyszliśmy jako ostatni. Pożegnaliśmy się z Alexem, a następnie wróciliśmy do naszej jaskini. Zasnęliśmy w milczeniu. Pierwszy raz, odkąd Devo mieszka u mnie.
***
Kilka miesięcy później wszystko się zmieniło. Strata Green nie była już tak bolesna jak kiedyś, lecz nadal nam jej brakowało.
Poszłam z Devo na spacer. Udaliśmy się nad Fioletową Rzeczkę.
- Pamiętasz, jak się tutaj bawiliśmy? - spytał border.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Kiedyś tutaj mieszkałam, więc wiele znajomych szczeniąt przychodziło tutaj, żeby się bawić. W końcu przebywało tutaj moje rodzeństwo, rodzeństwo Devo... Niegdyś było to najbardziej zatłoczone (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało) w całym sektorze Avendeer. Teraz już mało kto je odwiedza.
- Pamiętam. - odrzekłam. - Cześć, mam na imię Easy. - wymruczałam. To zdanie zaczęło moją znajomość z Devo. Słysząc to, mój pół-partner (jak to dziwnie brzmi...) uśmiechnął się. - Czuję się tak, jakby to było wczoraj! Czas tak szybko zleciał.
- Prawda. - zgodził się.
- A jeszcze tak niedawno wpadłam do wody! - krzyknęłam, na co Devo wybuchnął śmiechem. Ja bez zastanowienia zaczęłam się śmiać razem z nim.
- Wtedy nie zauważałam tego, co tu się dzieje... - wyszeptałam. Pies nagle spoważniał. Objął mnie jedną łapą.
- Niedługo to się skończy. - powiedział.
- Wiem. - odparłam. - Musimy to wygrać.
- I wygramy. - Pies nie był do końca przekonany, jednak ja mu uwierzyłam. Wierzyłam w każde jego słowo.
Poszliśmy dalej. W końcu dotarliśmy nad Końską Plażę. Minęło nas stado galopujących przez plażę koni. My natomiast usiedliśmy kilka metrów od brzegu.
Położyłam głowę na ramieniu Devo. Zamknęłam oczy. Słyszałam jedynie szum wiatru i fale uderzające o brzeg. W końcu zasnęłam, wtulona w sierść bordera.

Devo? Ja długo czekałam? O.O (Przepraszam, że tak długo)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz