poniedziałek, 29 lutego 2016
Od Yuversethee
Wszędzie wyły syreny. Migały niebieskie i czerwone światełka, które ostrzegały moją osobę przed złem człowieka. Złapaliby mnie i znów żyłabym jak salonowy piesek, a nie dostojny, szybki chart. Noc była cicha, nie wiał wiatr, a ciemnoniebieskie postrzępione chmury zakryły dokładnie każdą z gwiazd. Tylko czasami księżyc uśmiechał się do mnie pokazując swój srebrny blask, jakby chciał pokazać mi drogę. Wcześniej miałam w zamiarach ukryć się na polu i czekać, aż wszystko minie. Aż ludzie przestaną mnie wołać, zrobią mi wspominki, czy pogrzeb, a policja nie zajmowałaby się już szukaniem pierwszego lepszego charta zwanego czempionem. Nie uważam się za kogoś wielkiego. Przecież Never High jest szybsza...ale za to tylko ona, na całym wielkim świecie. A matka jest stara i schorowana, więc utracić mnie, to dla hodowli potężny cios kołkiem w serce. Tym bardziej, że nie posiadam szczeniąt, bo nie dopuściłam do siebie żadnego psa. Zmagali się ze mną trzy lata i wreszcie przekonałam ich, że mnie nie pokryją. Teraz...teraz biegnę. Pośród zarośli, najciszej jak się da, na polu...kończyło się one obok miasta, przez które szybko muszę prześmignąć. Właśnie moim oczom ukazały się niskie barierki, dwa metry nade mną. Skoczyłam hacząc o nie długimi łapami i przedostałam się na ulicę. Niezbyt już tłoczną, ale to jednak miasto. Samo centrum miasta, co z tego, że o trzeciej nad ranem? Musiałam biec poboczem czegoś, co ludzie zwali obwodnicą. Rozpędziłam się do około 73 na godzinę(mój rekord), nie mogli mnie zauważyć. Już po chwili byłam przy drugim rondzie, przy którym zgrabnie wybrałam trzecią drogę od prawej. Na moment zwolniłam, bo wszystko zaczęło mi się rozmazywać przed oczyma. Nie, nie możesz teraz mdleć, złapią cię, Yuversethee... Zacisnęłam zęby i przypomniałam sobie drogę na działki. Było niedaleko, a nikt tu nie jeździł, ani nie szedł o tej godzinie. Przedostałam się tam truchcikiem. Jedyne co mnie zaskoczyło to pijak śpiący przed ogrodzeniem działek. Rozpędziłam się i skoczyłam przez bramę. Wypłoszyłam tym samym wszystkie działkowe koty, które tylko nie spały w altankach. Zatrzymałam się w starej altance babci pani Molier, mojej dawnej właścicielki. Musiałam odpocząć zasypiając na chwilę. Kiedy się obudziłam, przypomniałam sobie, że wokół wszyscy ludzie pewnie już są na działkach! Było coś około szóstej, dopiero słońce pojawiało się na niebie. Wyskoczyłam przez okno wpadając prosto w róże. Lała się krew, ale biegłam dalej zostawiając krwiste ślady łap na piasku. Wydostałam się tylnym wyjściem. Ogrodzenie było nieco niższe, więc bez problemu odbiłam się i wylądowałam po drugiej stronie. Tutaj zaczynała rozciągać się mała łąka. Nikt tam nie chodził, miejsce było niesamowicie odludne. Mała rzeczka, kończąca się wodospadem, który właśnie ujrzałam rozciągała się po sąsiednim lesie. Mieszkał tam leśniczy, ale las jest zbyt duży, aby mógł mnie zauważyć. Stary pewnie jeszcze śpi, w sumie, nie ma co do roboty tak wcześnie. Napiłam się wody, musiałam bardzo dużo pić. Ach, jakże była świeża i zimna... Teraz pożerał mnie głód. Od tej ilości wody rozbolał mnie brzuch, a więc załatwiłam potrzeby i wbiegłam w las. Bór był świerkowy, zimny i ogromny. Nic nie było widoczne, ciemno. Bardzo ciemno. Nagle usłyszałam szmer. Zobaczyłam dość niedaleko biegnącą sarnę, dość dużą. Wyostrzyłam wzrok i przypomniałam sobie program o gepardach. Kiedy była już blisko krzewów, w których się ukryłam, wyskoczyłam na nią zawrotnym tempem i uwiesiłam się szyi dusząc, by nie mogła zawołać stada. To było raczej lwie zachowanie, no cóż, lubiłam oglądać telewizor. Po chwili leżała już martwa, a ja zaciągnęłam ją w moją kryjówkę, aby jakieś inne dzikie psy mi nie zabrały wyżerki. Zjadłam całą, byłam niesamowicie głodna, a potem niesamowicie najedzona. Musiałam iść przed siebie. Obiecałam sobie, że zatrzymam się za tym lasem. Tak, sama, całkiem sama. Chyba, że stanie się coś, przez co nie będę już osamotniona, choć wątpię. Wychodziłam z lasu, kiedy natknęłam się na innego psa. Był to border collie.
- Kim jesteś?
Usłyszałam i speszyłam się nieco. Kim ja jestem...nikim. Psem.
- Mam na imię Yuversethee, jestem z hodowli...
- Geris. Jestem betą sfory...
Usłyszałam i natychmiast mu przerwałam.
- SFORY?! A...mogę dołączyć?
<Geris?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz