Przerażenie i ból towarzyszący mi odkąd martwy już wilk się na mnie rzucił, górowały nad wszystkim innym. Na mojej łapie pozostał ślad po zadrapaniu, a po pysku spływała strużka krwi.
Zakręciło mi się w głowie, gdy usłyszałam słowa wypowiedziane przez Rafa. Były tak ciche, że ledwo dotarły do moich uszu. Ale było też coś, co w tej wypowiedzi nie mogło umknąć mojej uwadze.
Zakręciło mi się w głowie, gdy usłyszałam słowa wypowiedziane przez Rafa. Były tak ciche, że ledwo dotarły do moich uszu. Ale było też coś, co w tej wypowiedzi nie mogło umknąć mojej uwadze.
"Nie wiem, czy przeżyję...".
Wydawało mi się, że moje serce na chwilę przestało bić. Zamarłam, kiedy dotarł do mnie sens tych słów.
Ogarnęło mnie przerażenie, które sprawiło, że niemal zapomniałam o tym, co mój najlepszy przyjaciel powiedział później.
Raf powoli zamykał oczy.
- Raf! - wrzasnęłam, a mój głos odbił się echem od ściany jaskini Rafaello, która znajdowała się tak blisko. Nie wierzę, że nawet w miejscu, które było jednym z niewielu, gdzie czułam się bezpiecznie, mogło wydarzyć się coś takiego.
- Raf! - powtórzyłam. - Obudź się! - Mój krzyk zmienił się w głuchy jęk. - Pomocy. - wyszeptałam. - Pomocy! - odewałam się jeszcze raz.
Zrobiło mi się słabo. Upadłam na ziemię.
- Raf. - szepnęłam. - Proszę.
Wiedziałam jednak, że już nie mógł mnie usłyszeć. Nagle usłyszałam czyjeś wołanie. Głos dobiegał z lasu. Nie był znajomy, lecz nie brzmiał jak należący do kogoś z Watahy Braterskiej Krwi. Nie rozpoznałam, do kogo należał.
- Pomocy.- powtórzyłam. Podniosłam głowę do góry. Mój wzrok przeszłoniła mgła, która sprawiła, że nie rozpoznałam przybysza.
- Freiheit! - usłyszałam swoje imię. - Rafaello! - Moje oczy powoli się zamykały. Nie pamiętam, co działo się później.
Nie otwierałam oczu. Chciałam dowiedzieć się, z kim rozmawiała główna lekarka.
- Przekażę Fartowi, żeby wysłał więcej wojowników na teren Avendeer. - Easy? Tutaj? - Niedawno Catherine zginęła właśnie w tym sektorze. - Po raz pierwszy jej głos nie był przepełniony radością. Prawie jej nie rozpoznałam. Uchyliłam jedną powiekę.
- Dobrze. - Casey skinęła głową. Uśmiechnęła się lekko do mojej siostry, która odpowiedziała tym samym. Następnie odwróciła się na pięcie i odeszła. Zaś Casey ruszyła w przeciwnym kierunku.
Powoli dźwignęłam się z ziemi. Dopiero gdy stanęłam na własnych łapach, poczułam ból w prawej przedniej kończynie. Podniosłam ją do góry, po czym ponownie postawiłam na ziemi. Wyszłam na zewnątrz niewielkiej groty, do której już nie pierwszy raz mnie przeniesiono.
Kuśtykając, szłam korytarzem przepełnionym niewyobrażalną ilością rannych i lekarzy. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Starałam się, by to się nie zmieniło, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu Rafa.
Nagle go zobaczyłam. Siedział, rozmawiając z Veroną. Jego sierść była pozlepiana zaschłą krwią, na ciele miał liczne zadrapania.
- Frei? - zdziwił się moją obecnością. Następnie na jego pysku pojawił się słaby uśmiech. Verona cofnęła się kilka kroków do tyłu, po czym wyszła, zostawiając nas samych.
Milczałam przez pierwsze kilkanaście sekund. Następnie uniosłam wzrok. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Przeżyłeś. - odezwałam się zupełnie bez sensu, tylko po to, by cokolwiek powiedzieć. Ponownie zamilkłam. - Cieszę się, że cię widzę. - oznajmiłam, kontynuując tą wypowiedź.
- Ja też. - odparł cicho.
Spuściłam wzrok. Zastanowiłam się nad tym, co powiedział wcześniej. Czy ja też go kocham? Skąd miałam to wiedzieć, skoro nawet nie znam znaczenia tego słowa? Co to znaczy "kochać"? Ufać komuś, nawet w takich okolicznościach? Wiedzieć, że można na kimś polegać? Być przywiązanym do kogoś? Jeśli tak, to naprawdę kochałam Rafa... Był dla mnie prawdziwym oparciem. Nigdy mnie nie zostawił. Zawsze był przy mnie.
- Raf... - zaczęłam cichym, niepewnym głosem. - Czy... czy to, co powiedziałeś... tamtego dnia... - Nawet nie wiedziałam, ile czasu upłynęło od tamtej walki. Zupełnie straciłam poczucie czasu. Przełknęłam ślinę. - To była prawda?
Raf?
Ogarnęło mnie przerażenie, które sprawiło, że niemal zapomniałam o tym, co mój najlepszy przyjaciel powiedział później.
Raf powoli zamykał oczy.
- Raf! - wrzasnęłam, a mój głos odbił się echem od ściany jaskini Rafaello, która znajdowała się tak blisko. Nie wierzę, że nawet w miejscu, które było jednym z niewielu, gdzie czułam się bezpiecznie, mogło wydarzyć się coś takiego.
- Raf! - powtórzyłam. - Obudź się! - Mój krzyk zmienił się w głuchy jęk. - Pomocy. - wyszeptałam. - Pomocy! - odewałam się jeszcze raz.
Zrobiło mi się słabo. Upadłam na ziemię.
- Raf. - szepnęłam. - Proszę.
Wiedziałam jednak, że już nie mógł mnie usłyszeć. Nagle usłyszałam czyjeś wołanie. Głos dobiegał z lasu. Nie był znajomy, lecz nie brzmiał jak należący do kogoś z Watahy Braterskiej Krwi. Nie rozpoznałam, do kogo należał.
- Pomocy.- powtórzyłam. Podniosłam głowę do góry. Mój wzrok przeszłoniła mgła, która sprawiła, że nie rozpoznałam przybysza.
- Freiheit! - usłyszałam swoje imię. - Rafaello! - Moje oczy powoli się zamykały. Nie pamiętam, co działo się później.
***
- Oboje przeżyli. - Zbudził mnie spokojny, uspokajający głos Casey. - Raf jest znacznie bardziej poturbowany niż Frei, ale on również dojdzie do siebie. - zapewniła bohundka. Odetchnęłam z ulgą. Mój przyjaciel przeżył. Co za szczęście.Nie otwierałam oczu. Chciałam dowiedzieć się, z kim rozmawiała główna lekarka.
- Przekażę Fartowi, żeby wysłał więcej wojowników na teren Avendeer. - Easy? Tutaj? - Niedawno Catherine zginęła właśnie w tym sektorze. - Po raz pierwszy jej głos nie był przepełniony radością. Prawie jej nie rozpoznałam. Uchyliłam jedną powiekę.
- Dobrze. - Casey skinęła głową. Uśmiechnęła się lekko do mojej siostry, która odpowiedziała tym samym. Następnie odwróciła się na pięcie i odeszła. Zaś Casey ruszyła w przeciwnym kierunku.
Powoli dźwignęłam się z ziemi. Dopiero gdy stanęłam na własnych łapach, poczułam ból w prawej przedniej kończynie. Podniosłam ją do góry, po czym ponownie postawiłam na ziemi. Wyszłam na zewnątrz niewielkiej groty, do której już nie pierwszy raz mnie przeniesiono.
Kuśtykając, szłam korytarzem przepełnionym niewyobrażalną ilością rannych i lekarzy. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Starałam się, by to się nie zmieniło, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu Rafa.
Nagle go zobaczyłam. Siedział, rozmawiając z Veroną. Jego sierść była pozlepiana zaschłą krwią, na ciele miał liczne zadrapania.
- Frei? - zdziwił się moją obecnością. Następnie na jego pysku pojawił się słaby uśmiech. Verona cofnęła się kilka kroków do tyłu, po czym wyszła, zostawiając nas samych.
Milczałam przez pierwsze kilkanaście sekund. Następnie uniosłam wzrok. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Przeżyłeś. - odezwałam się zupełnie bez sensu, tylko po to, by cokolwiek powiedzieć. Ponownie zamilkłam. - Cieszę się, że cię widzę. - oznajmiłam, kontynuując tą wypowiedź.
- Ja też. - odparł cicho.
Spuściłam wzrok. Zastanowiłam się nad tym, co powiedział wcześniej. Czy ja też go kocham? Skąd miałam to wiedzieć, skoro nawet nie znam znaczenia tego słowa? Co to znaczy "kochać"? Ufać komuś, nawet w takich okolicznościach? Wiedzieć, że można na kimś polegać? Być przywiązanym do kogoś? Jeśli tak, to naprawdę kochałam Rafa... Był dla mnie prawdziwym oparciem. Nigdy mnie nie zostawił. Zawsze był przy mnie.
- Raf... - zaczęłam cichym, niepewnym głosem. - Czy... czy to, co powiedziałeś... tamtego dnia... - Nawet nie wiedziałam, ile czasu upłynęło od tamtej walki. Zupełnie straciłam poczucie czasu. Przełknęłam ślinę. - To była prawda?
Raf?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz