sobota, 16 maja 2015

Od Verony - CD historii Elaisy

  Winner dorósł. Nawet nie zauważyłam, jak szybko minął ten czas. Czas mija w przerażającym tempie. Dopiero jedenastego dnia wiosny, gdy mój jedyny syn dorósł, zauważyłam, że się starzeję. Taka kolej rzeczy. Jest to nieuniknione. Starzeję się dzień w dzień.
  Tego rodzaju myśli krążą mi po głowie już od paru dni. Obwiniam się za to, że Winner nie ma rodzeństwa, a jego życie nie było usłane różami. Nie tak wyobrażałam sobie wychowywanie własnych szczeniąt. Miało być ich więcej, żeby mogły wspierać siebie nawzajem, gdy mnie zabraknie. W ciągu pierwszych kilku tygodni życia nie miała mieć miejsca seria nieszczęśliwych zdarzeń w Sforze. Mogłam być bardziej ostrożna...
   Kręcę głową z oburzeniem. Nie mogę tego żałować.
  Zbieram rośliny rosnące w okolicach Olimpusa. Stwierdziłam, że skoro na razie nie mam żadnego poważniejszego zadania, mogę choć trochę pomóc zielarzom, których nie jest wiele. Chyba raczej nikt mnie za to nie zje.
   Chwytam zębami łodygę poszukiwanej przeze mnie rośliny i ciągnę w swoją stronę, a następnie odkładam na bok. Powtarzam tą czynność jeszcze kilka razy, aż zbiera się całkiem spory stos. Zanoszę wszystko do groty, w której trafiam na Madeline. Przekazuję jej garść roślin, po czym wychodzę.
  Zdaję sobie sprawę z tego, że minęło trochę czasu, odkąd coś zjadłam. Biegnę w kierunku jeziora,  a gdy już przy nim jestem, moim oczom ukazują się kaczki. Są one tak blisko brzegu, że bez trudu będę mogła zdobyć jedną z nich. Chowam się za krzakami i czekam na odpowiedni moment do ataku. Ruszam do przodu i zaciskam zęby na szyi jednej z nich. Rozpaczliwie macha skrzydłami, próbuje uciec. Postanawiam skrócić jej męki i wciągam ją pod wodę, jeszcze mocniej szarpiąc. Po chwili przestaje się ruszać.
   Zerkam na swoje odbicie w wodzie. Mój pysk jest ubrudzony krwią zdobyczy.
  Ponownie kryję się za krzakiem i spokojnie jem. Nagle słyszę wycie. Wstaję i rozglądam się dookoła.
   Nie widać żadnego wilka.
   Marszczę brwi. Kto wył i po co?
   Niepewnie idę dalej. Przyśpieszam, mijam wodospad. Nagle ktoś na mnie wpada.
   - Przepraszam! - To wysoki głos suczki. Unoszę wzrok i zauważam bearded collie patrzącą na mnie przepraszająco. - Jestem Elaisa, a ty?
   - Nic się nie stało. - mruczę zaskoczona. - Na imię mam Verona. - podaję jej łapę. - Jesteś tu nowa? Nie widziałam cię wcześniej.
   Przyglądam się jej uważniej. Ma długą sierść oraz brązowe, przyjazne oczy. Wygląda na miłą.
   - Tak. - odpowiada. - Dołączyłam niedawno, dopiero dzisiaj.
   - Miło. - silę się na uśmiech. Jak ja dawno się nie uśmiechałam! - Widziałaś już tereny? - pytam.
   - Jeszcze nie wszystkie. - przyznaje.
   - A może chciałabyś, żebym cię odprowadziła? - proponuję. - Ja jestem w tej Sforze już od paru lat i znam tereny bardzo dobrze, więc nie będzie z tym problemu.
   - Dobrze. - kiwa energicznie głową.
   Idziemy w stronę pierwszego miejsca, które przychodzi mi na myśl i jest najbliżej - Końska Plaża. Po drodze próbuję jakoś rozpocząć rozmowę, ale nie wiem, co mogę powiedzieć, więc milczę.
   Gdy jesteśmy na miejscu, dostrzegam martwego wilka, który odbiera urok plaży. Staram się nie skrzywić i udaję, że tego nie widzę.
    - To jest Końska Plaża. - mówię. - Jeden z terenów Avendeer. Jak sama nazwa mówi, jest tu sporo koni. - wskazuję łapą na parę kucyków biegających niedaleko nas. - Podoba ci się tutaj? - pytam.

Elaisa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz