Ja i "panna Green Day" zaczęliśmy się chlapać i głośno śmiać się. Cudowna chwila w naszym parku greckiego, zielonego dnia... Czy może być lepiej? Nagle w oddali zobaczyłem, jak wszystkie psy zaczęły biec. Były szczęśliwe, uśmiechnięte. Spojrzałem na swoją sąsiadkę:
- Wiesz co to oznacza...? - spytałem.
- Co?
- Ta sfora ożyła! OŻYŁA! - krzyknąłem.
Ja i Green Day omal nie utopiliśmy się z radości. Ta sfora żyje. Nareszcie. Nie będę czuł się samotnie. Słońce nagle zaczęło świecić i ogrzewać nas wszystkich, a ptaki wesoło śpiewać na cześć naszej sfory. Sfory Psiego Głosu. Forever.
****
Wracałem do domu o (według ludzkiego czasu) 22. Słońce jednak dopiero schodziło, a ptaki nie przestawały śpiewać swoich pieśni. Mi i Green Day nie schodził uśmiech. Wszystkie psy chodziły dookoła, śmiały się, bawiły, rozmawiały. Brakowało tylko uśmiechniętej Nagezzi, która prawdopodobnie dziś została w swojej jaskini.
Green Day?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz