Nigdy nie przypuszczałam, że jeden dzień jest w stanie odmienić wszystko. Zawsze uważałam, że gdy życie zaczyna się w jakiś konkretny sposób, zawsze będzie takie samo, aż się skończy. Jako szczeniak nie rozumiałam wielu rzeczy, w tym życia. Kto by pomyślał, że jedna chwila może zmienić pozostałe?
Wieczorem, gdy skręciłam nie w tą ulicę, co trzeba, byłam pewna, iż bez problemu wrócę z powrotem do domu. Nawet to się nie udało. Nie potrafiłam zrozumieć znaczenia słowa miłość, wydawało mi się zwyczajne - do czasu, aż poznałam Gerisa. Podobnie było z okrucieństwem. Widziałam różne filmy go dotyczące, które oglądali moje właściciele. Okrucieństwo na ekranie nigdy nie dorówna rzeczywistości. Przekonałam się o tym, widząc bitwy pomiędzy Sforą Psiego Głosu, a Watahą Braterskiej Krwi.
Aktulnie patroluję sektor Avendeer. Czuję się za niego odpowiedzialna, ze względu na moje stanowiska. Mijam przeróżne drzewa, na niektórych dostrzegam krople krwi. Dalej zauważam martwego wilka, nie umiem ocenić, czy był on wrogiem. Podchodzę bliżej. Wyglądałby tak, jakby spał, gdyby nie ogromna rana na szyi. Łapy ma ułożone równiutko. Zamykam mu oczy, nie czuję się dobrze widząc w nich pustkę, więc wolę, by były zamknięte.
Wzdycham i ruszam dalej. Muszę pozostać czujna, lecz nie mogę przestać myśleć o nieżywym wilku. Zastanawia mnie jego przeszłość oraz fakt, że mógł mieć rodzinę. Mimo to nawet najmniejsza cząstka mnie nie znajdzie dla niego współczucia. Ku mojemu zdziwieniu, nie czuję się winna z tego powodu.
Słyszę dźwięk łap odbijających się od mokrej z powodu deszczu powierzchni. Prostuję się i mrużę oczy. Widzę brązową wilczycę o żółtych, świecących oczach. Jest młoda, wygląda, jakby była w moim wieku lub niewiele starsza. Będę musiała zaatakować.
Coś nakazuje mi tego nie robić, tylko walczyć o pokój. Wydaje mi się to tak pozbawione sensu, że niewiele brakuje, żebym się roześmiała. Zamiast tego wychodzi dziwny pomruk, który brzmi tak, jakb za chwilę miała wybuchnąć płaczem. Chyba lepiej się śmiać.
Puszczam się biegiem w jej stronę. Rzucam się na nią i wgryzam się w kark. Uderza mną o ziemię; szybko się podnoszę. Przyciskam ją do ziemi, odsłaniam kły i warczę cicho. Ponownie zaciskam zęby na jej szyi, zaczynam szarpać. Stopniowo jej oddech staje się słabszy, aż w końcu wilczyca opada bezwładnie na ziemię.
Idę dalej, nie oglądając się za siebie. Nie czuję wyrzutów sumienia. Z początku przerażało mnie to, że tak łatwo zabijam, lecz z czasem zdążyłam do tego przywyknąć. Wydaje się to jeszcze gorsze. Za każdym razem usprawiedliwiam się tym, że w ten sposób bronię SPG. To kiepskie usprawiedliwienie, zwłaszcza przed odbieraniem życia, ale gdy to sobie wmawiam, rzeczywiście czuję się lepiej.
Powinnam być dumna z tego, że zostałam Betą. Nie jestem. Wciąż mam wrażenie, że to tylko jedna wielka pomyłka. Nadal nie miałam okazji, aby porozmawiać na ten temat z Gerisem. No właśnie, Geris. Potrzebuję go. Tylko z nim jestem stuprocentowo pewna swojego bezpieczeństwa.
Spuszczam wzrok, ale po chwili kręcę głową. To się niedługo skończy. Już niedługo zapanuje spokój, będę mogła być nad Fioletową Rzeczką sam na sam z Gerisem...
Ech, kogo ja chcę oszukać? Chyba samą siebie. Do takiego optymizmu trochę mi brakuje, niw da się ukryć.
Nagle zauważam, że ktoś idzie w moją stronę. Z każdym krokiem jego tempo poruszania się jest szybsze. Odczuwam lekki niepokój, jednak staram się nie dawać tego po sobie poznać.
Może ktoś ma ochotę dokończyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz