Wstałam z rana z nieco bolącą łapą. Dlaczego? Była cała zakrwawiona. Wystraszona szybko zlizałam krew. Nie potrzebny mi bandaż na taką małą ranę. Powoli wstałam całując Jason'a w usta. A dzieci po kolei w czoło. Moje kochane malce. Wyszłam z jaskini nieco kulejąc. Poszłam w stronę klifów. Usiadłam i beztrosko zamarzyłam się. Wpatrywałam się we wschód słońca który wyglądał nieziemsko z tak wysokiej perspektywy. W pewnym momencie dziwnie mną zapanował. Nie mogłam zabrać z niego wzroku. Ale na dodatek wstałam i zaczęłam iść przed siebie. Stawiałam łapy kolejno po drugiej. Idąc niby powoli ale wciąż przed siebie. W końcu pod łapami zabrakło mi gruntu i spadłam w ogromną przepaść. Po moim upadku usłyszałam tylko głosy Jason'a i moich dzieci:
- Mamo wstawaj!
- Mamo?!
- Jessy! Skarbie boże wstawaj!!!
Wstałam?... Niestety już nie...
Żegnajcie. Pamiętajcie Jason i dzieci że nadal was kocham... [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz