wtorek, 31 marca 2015

Od Casey - CD historii Hockey'a

(Po pierwsze: przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, po drugie: Nie było mnie na Sforze przez długi czas i nie do końca wiem, jak się potoczyła historia z wojną, dlatego to opowiadanie może być trochę... opóźnione w stosunku do tego, co się dzieje.)


"Będę tęsknić..." Słowa Hockey'a, wypowiedziane zaledwie chwilę temu, krążyły w moich myślach, gdy zmierzałam w stronę jaskini medyków. Nasza rozmowa i jej konsekwencje zaczęły do mnie powoli docierać. Hockey odszedł. Nie wróci. A nawet jeśli chciałby wrócić, to jakie szanse ma na przeżycie, sam, bez jednej łapy? Już go pewnie nie zobaczę. Mój najbliższy przyjaciel zniknął z mojego życia w ciągu jednej rozmowy. Ciekawe, czy właśnie tak czuł się po śmierci Drina? ...Czy tak czuła się Chili?
Potrząsnęłam wściekle głową, próbując zahamować niekończący się strumień myśli. Hockey żyje. Odszedł, ale to mu może dobrze zrobić. Może pogodzi się z obecną sytuacją i wróci...? Mój wrodzony optymizm nie dał mi zbyt długo rozpaczać i kazał z nadzieją spojrzeć na świat. Hockey na pewno wróci. A gdy wróci, Sfora musi być w jak najlepszym stanie. Dobra, co tam stan, grunt żeby przetrwała. Obiecałam mu, że pomogę i że zadbam i to mam zamiar zrobić. Z tym postanowieniem w głowie weszłam do jaskini.
Liczba rannych nie zwiększyła się, odkąd ostatnio tu byłam. Rozejrzałam się dookoła, szukając znajomego mi dingo. Robin zmieniał opatrunek jednemu z wojowników. Podeszłam do nich i obrzuciłam wzrokiem ranę przecinającą udo psa, na szczęście niezbyt głęboką. Wyciągnęłam z torby świeżo zerwane listki athelasu i wręczyłam je opiekunowi. Robin westchnął z ulgą.
- Nareszcie. Już się bałem, że nigdy nie wrócisz.
- Pewna nieoczekiwana sytuacja mnie zatrzymała - westchnęłam, wkładając zioła do odpowiednich przegródek w skrzyni stojącej pod ścianą.
Robin skończył bandażować łapę psa i przyjrzał mi się uważnie.
- Mianowicie...? - spytał, gdy nie kontynuowałam tematu.
Rozejrzałam się dyskretnie dookoła i zaciągnęłam przyjaciela do części jaskini, w której nikogo nie było.
- Nie chcę wzbudzać paniki, więc nikomu nie mów - spojrzałam mu prosto w oczy, przekazując, że to poważna sprawa.
Robin popatrzył na mnie z oburzeniem.
- Casey, znasz mnie chyba na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jestem ostatnią osobą, która zdradziłaby sekret.
- Racja, przepraszam - znowu westchnęłam, po czym, nie owijając w bawełnę, kontynuowałam. - Hockey odszedł ze Sfory.
Dingo stał przez chwilę bez ruchu, otworzył pysk, jakby chciał coś powiedzieć, zamknął go.
Narastająca tęsknota, smutek i bezradność sprawiły, że do moich oczu zaczęły napływać łzy.
- Mam już dość, Robin - powiedziałam zdławionym głosem. - Po prostu dość.


Robin? Hockey?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz