Pewnego razu, gdy przechadzałem się spokojnie po placu
głównym spotkałem Alfę.
- O… Tu jesteś Camper, a ja cię po całej Sforze szukam! –
Poczułem się nieswojo… o co chodzi?
- Słuchaj, jutro do ciebie wpadnę… musimy omówić parę spraw.
Pogadamy jutro z rana! – powiedział odchodząc
Ja… zdziwiony obróciłem się na jednej łapie i ruszyłem w
stronę mojej jaskini. Szybko dotarłem na miejsce, ponieważ nie zdążyłem zajść
daleko. Spojrzałem na zapuszczony dom. Najpierw, wyciągnąłem wszystkie koce i
dywaniki na dwór, zawiesiłem je na gałęzi, aby potem je wyprać w rzeczce.
Najpierw jednak wytrzepałem je gałęzią średniej wielkości. Następnie ruszyłem
nad strumyk, wyczyściłem materiały, po czym wróciłem i powiesiłem je na
drzewie, aby wyschły. Wygramoliłem z szafki stary koszyk, który kiedyś zrobiła
Neli. Nie darzyłem go jakąś miłością, więc posłużył mi jako kosz na śmieci…
Położyłem go na środku pokoju i z różnych zakątków pokoju rzucałem śmiecie i
stare jedzenie. Następnie położyłem go na boku i miotłą zrobioną z patyków
związanych włóknem, wepchałem kurz z całego domu. Powoli zapadł zmrok, a że nie
chciałem latać po całej Sforze po ciemku, to wyrzuciłem śmieci, oszczędziłem
jednak koszyk, albowiem mógłby mi się jeszcze kiedyś przydać, a zresztą nie
wygląda tak źle. Poukładałem wszystkie garnuszki na półkach, po czym poprawiłem
swoje „łoże”, aby wyglądało przyzwoicie, bo naprawdę, gorzej już być nie mogło.
Ktoś stanął w wejściu do mego domu. Był to Fart.
- Hej Camper! Mam dla ciebie wiadomość! – podszedłem bliżej
- O co chodzi?
- Alfa ma do ciebie jutro przyjść, prawda?
- Tak, a czemu pytasz?
- Bo ma ochotę na zupę. To ma być coś super! Jak mu ją
zrobisz, to może się trochę przypodobasz…
Stałem milcząc…
- No. Ja muszę już się zbierać… powodzenia!
„No to pięknie”, pomyślałem, ale bardzo zależało mi na tym
spotkaniu, więc postanowiłem podjąć wyzwanie. Czym prędzej ruszyłem do lasu,
aby zebrać odpowiednie zioła i składniki. Jedyne co mi zostało to, woda… Długo
szukałem czystej, orzeźwiającej wody. Z rozczarowaniem wróciłem do domu.
Okazało się jednak, że była ona właśnie tam! Wyciągnąłem glinianą miseczkę,
oraz duży metalowy garnek, który kiedyś zwinąłem ludziom. Umyłem go tak, że
lśnił jak nigdy. Powiesiłem go na dwóch prętach, tuż nad ogniskiem, po czym
zająłem się składnikami. Były tam owoce i warzywa, ale i dość dużo mięsa.
Umyłem to wszystko i pokroiłem ostrym kamieniem, którego również wcześniej
wyczyściłem. Rozpaliłem ogień i wlałem wodę do garnka, aby się podgrzała.
Chwilę jeszcze zajmowałem się składnikami, ale po chwili wrzuciłem je do
garnka. Zupa gotowała się. Zorientowałem się, że miło by było, gdybym zjadł ją
razem z nim. Wyciągnąłem drugą i wyglądającą tak samo miseczkę i równie
ustawiłem ją na odpowiednim miejscu. Zbliżał się świt. Miałem bardzo mało
czasu, ale danie nie było jeszcze gotowe. Wpadłem na pomysł, aby je jakoś
ładnie ozdobić, ponieważ w garze nie wyglądała wcale apetycznie… Użyłem, więc
mięty. Wylałem po równo zupę do miseczek, po czym jak najstaranniej udekorowałem
je listkiem mięty i małym kwiatkiem. Zdesperowany spojrzałem na swe dzieło… no…
powiem tyle, że wcale nie wyglądało na dzieło… Byłem zawiedziony, bo nie wyszło
tak jak chciałem, ale nie było już czasu, abym zaczął od początku... wtem
właśnie zjawił się Alfa.
- Witaj Camper.
- Cześć… wiesz…
- A co to takiego? – przerwał mi
- To miała być zupa… ale chyba nie wygląda…
Hockey nic nie mówił… tylko spróbował tej katastrofy. Wziął
jeden łyk, drugo, czwarty, piąty…
- Camper! To jest pyszne! – powiedział, a ja z niedowierzaniem
spojrzałem na danie… Również spróbowałem i zobaczyłem, że mój gość nie kłamie! Po
zjedzeniu i obgadaniu paru spraw, dałem mu porcję na wynos, w tej samej
glinianej miseczce. Pozwoliłem mu ją zatrzymać, żeby przypominała mu o mnie…
Kto wie może jeszcze kiedyś Hockey przyjdzie do mnie z prośbą o zrobienie tej
smakowitej „breji”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz