wtorek, 18 listopada 2014

Od Verony - CD historii Nixy

  Był chłodny dzień. Padał deszcz, było wyjątkowo nieprzyjemnie jak na ostatni dzień wiosny. Verona opatrzyła drobną (według niej poważną) ranę jednego z wojowników, który szybko doszedł do siebie i pomimo jej wątpliwości wrócił do walki. Odprowadziła go smętnym wzrokiem.
  - Verie, sprawdź, czy ktoś w okolicy potrzebuje pomocy. - odezwała się Casey, która właśnie przechodziła obok.
  Ta kiwnęła głową. Wyszła z jaskini. Rozejrzała się i zobaczyła brązowy punkt w oddali. Przyjrzała się dokładniej i zauważyła, że do jakiś pies. Leżał na ziemi trochę zbyt długo, więc to chyba nie był chwilowy odpoczynek.
  Ruszyła truchtem w jego kierunku. Przyśpieszyła do biegu i z każdym krokiem widziała go wyraźniej. Gdy była już prawie przy rannym lub rannej, przypomniała sobie, że nie wzięła ze sobą żadnego większego z lekarzy SPG Forever do pomocy. No cóż, najwyżej będzie się wracać... Zatrzymała się obok. Na ziemi leżał greyhound.
  Dostrzegła ranę na łapie psa. Tkwił w niej jakiś kij.
  - Po co ty to sobie zrobiłaś? - jęknęła.
  - No przecież nie zrobiłam tego specjalnie. - Taką odpowiedź w postaci warknięcia uzyskała. Verona po głosie rozpoznała, że to suczka. Zaraz... Nixa? Chyba tak.
  - No już dobrze. - westchnęła. Podeszła bliżej. Rana na pierwszy rzut oka nie wyglądała poważnie, ale gdyby spojrzeć uważniej, można by dostrzec ten nieszczęsny patyk w łapie Nixy. - Dasz radę wstać? - zapytała.
  Widząc próby wstania z ziemi greyhoundki już znała odpowiedź - nie. W miarę swojej możliwości pomogła jej w tym. O dalsze dojście do jaskini nie pytała, bo byłoby to bez sensu. Myślała, jakby tu sprowadzić ranną na Olimpusa. Na wspomnienie o utracie sektoru Navydeer łza zakręciła się w oku Verony. Zamrugała, aby nie było tego widać.
  W końcu zdecydowała się na coś, przy czym mogłaby w miarę szybko przyjść tam z Nixą. Przedstawiła jej swoją propozycja, a ona się zgodziła. Nixa położyła łapę na grzbiecie Verony i szła dalej. Dla niewielkiej wyżełki nie była to najbardziej wygodna rzecz w jej życiu, ale jakoś musiała dać radę.
~*~
  Udało im się szybko dotrzeć na miejsce. Robin, jako opiekun chorych, zaoferował się, że pomoże greyhoundce dojść do konkretnego miejsca, gdzie miał zająć się nią lekarz (dokładniej: Verona). Przed wejściem Ver zobaczyła swoje odbicie w jaskini. Na jej karku widać było czerwony ślad.
  - Verona! - zawołał ktoś. Suczka wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia, ale postanowiła dowiedzieć, się, kto ją wołał. Zobaczyła... Setha. Jej brat jednak wciąż tu jest.
  - Kto cię ugryzł?! - oburzył się. - Ja mu...
  - Seth. - przerwała swojemu bratu. - Nikt mnie nie ugryzł. To nie jest moja krew. - widząc minę owczarka, dodała: - Tak to już jest, gdy w SPG pełni się rolę lekarza.
  Kiwnął głową i rzucił krótkie "pa". Westchnęła i weszła do środka. Od razu zaczęła szukać potrzebnych rzeczy. Znalazła je dosyć prędko i nakazała suczce chwilę poczekać. Zabrała się za wyjęcie tego dziwnego badyla z jej łapy, co nie zajęło sporo czasu. Oczyściła ranę i owinęła bandażem. Gdy wszystko było gotowe, poszła dalej zajmować się swoją robotą.
  Zawróciła, by uzgodnić z Casey, czy dwoje z obrońców mogą już dalej walczyć. Kątem oka dostrzegła, że Nixa wychodzi.
  - A Ty dokąd? - zatrzymała ją.
  - No... muszę zorientować się, czy w Fallendeer wszystko gra. - odpowiedziała.
  - Ale... - zaczęła Verona, lecz przerwała. Nixa powinna dać sobie radę. - Dobrze. Chyba i Ty musisz zająć się swoim zajęciem. - uznała.

Nixa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz