Miałam kilka godzin przerwy od operacji, więc poleciałam szukać Grave'a. Przy Fioletowej Rzeczce usłyszałam znajome piski... Pobiegłam w tamtym kierunku. Znalazłam tam Shopię. Młoda popiskiwała jak przerażony zając. I co ja mam robić?... Patrzę, przy niej futro. Normalne, futro starego szaraka. Pytam, nieźle wnerwiona:
- Co się stało?
- Upolowałam zająca i go zakopałam, bo wiadomo wojna ciężkie czasy, i zapomniałam gdzie... - wydusiła. Wiedziałam że dla szczeniaka lub młodziaka jak uda mu się coś upolować i zapomni gdzie, to, w przeciwieństwie do dorosłego psa, katastrofa duchowa.
- Spoko Shop, pomogę ci. Ale nie oczekuj wiele, nie przerąbię ci całej planety.
Pobiegłam to tu, to tam.. Nagle do mojego nosa dotarł duszący zapach starego, cuchnącego mięsa.
- To to! - wykrzyknęła radośnie mała... Odwróciłam się by zapach nie powalił mnie z nóg, wzięłam ostatkiem sił zająca, wymamrotałam: ''Chodź Shoppy!'' i poszłam na chwiejnych nogach do jaskini. Zakopałam zająca, wcześniej obłożonego liśćmi i innymi rzeczami mającymi zapobiec komplikacjom zapachowym.. Potem przykryłam to kamieniem i poszłam sprawdzić jak tam Grave. Znalazłam go niedaleko pola bitwy. Leżał, a z pyska i łapy ciekła krew. Nie no... Shopia ohydny zając i teraz jeszcze to!
- Grave, bez dyskusji leż spokojnie.
Już miałam pobiec po zioła i liście do pierwszej pomocy, gdy... Chole**a zima!! No cóż...
- Sasza, nie panikuj, nie panikuj...
Grave? Casey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz