Siedziałem wgapiony w niebo. Niecierpliwiłem się. Punkt kulminacyjny był tak blisko...
- O co chodzi? - Głos Drina wybił mnie z zamyślenia. Odczułem w nim stres.
- A tobie co? - Odpowiedziałem pytaniem. Ale wciąż się nie odwróciłem.
- Spodziewamy się potomstwa - odpowiedział szybko. - A teraz do rzeczy.
Odwróciłem głowę w jego stronę i powiedziałem spokojnym głosem: Drin. Zaczyna się, mamy mało czasu.
- O czym ty...? O, nie...
- Zbieraj psy.
- Nie, Hock, to nie jest dobry moment...
- Nie będzie lepszego.
Zamilkł. Wiedział to doskonale. Spuścił nieznacznie łeb, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął.
- Wybacz, przyjacielu... - szepnąłem.
Drin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz