Skończyłam właśnie operować jednego z wojowników, gdy do jaskini wniesiono Grave'a. Nie wyglądał najlepiej - z pyska leciała mu krew, a łapy miał poranione.
- Co się stało? - spytałam Saszy, jednocześnie szybko oglądając rany psa.
- Znalazłam go rannego, na polanie. Próbowałam wymyślić jak mu pomóc i na szczęście wtedy zjawił się tam Jason, pomógł mi przynieść tutaj Grave'a... - relacjonowała rozgorączkowana suczka.
- Dobra.., Robin, będziesz potrzebny! - zawołałam do Dingo grzebiącego w stosie bandaży.
- Tak jest. Tak jak zwykle?
- Tak, tylko dodaj wywar z ziół odkażających.
Dingo szybko uporał się ze zbieraniem potrzebnych rzeczy i już po chwili mogliśmy zająć się opatrywaniem Grave'a. Gdy skończyliśmy, podeszłam do Saszy.
- To nic poważnego, ale co najmniej do końca dnia nie będzie mógł chodzić - rany muszą się najpierw zagoić.
Suczka westchnęła z ulgą i poszła porozmawiać z rannym.
Rozejrzałam się po norze. Prawie wszędzie leżały ranne psy, dookoła kręcili się lekarze i opiekunowie chorych. Westchnęłam głęboko i wyszłam na zewnątrz, żeby zrobić sobie krótką przerwę. Słońce wisiało nisko nad horyzontem. Ciekawe czy zachodzi czy wschodzi...? Przez ostatnie kilka dni prawie w ogóle nie wychodziłam z nory, straciłam więc poczucie czasu.
W oddali pojawił się zarys dwóch psów - jednego rozpoznałam jako Hockey'a, ale drugiego, mniejszego, nigdy nie widziałam w Sforze...
- Cześć! - przywitałam się z uśmiechem - To twoja nowa przyjaciółka? - spytałam z zaciekawieniem.
Hockey? Nageezi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz