wtorek, 23 września 2014

Od Verony

Odkąd Sasza została pielęgniarką, roboty nie było mniej, ale zawsze łatwiej, gdy o jednego lekarza więcej. Miała pomagać mi przy większysz psach - wiadomo, przecież jest wyższa.
- W czym mam pomóc? - pyta, gdy stoi obok mnie.
W tej samej chwili przyczołguje się Jason. Choć wiem, że zna już odpowiedź, to i tak mówię:
- Przy nim.
***
- Verie. - mówi stanowczo Casey. - Ty MUSISZ odpocząć. Zdecydowanie.
- Ale jest za dużo pracy, żebym spała kilkanaście godzin. - bronię się.
- Śpisz zdecydowanie za mało, a lekarzy mamy tyle, że gdy ciebie nie będzie, to wystarczy. - Na chwilę przestaje patrzeć na mnie, bo jej uwagę przykuwa jakiś pies, który kuleje na jedną łapę. Już chce do niego podejść, ale wyprzedza ją Lorei. - A poza tym - gdy razem z Saszą opatrywałyście Jasona, to prawie zasnęłaś! - prawie krzyczy.
Wzdycham. Casey ma rację. Nie mogę nie spać, bo przy poważniejszym przypadku naprawdę zasnę.
- Okej. Pójdę spać. - daję za wygraną.
Idę do miejsc, w których śpią medycy. Kiedy tylko się kładę i zamykam oczy, już zasypiam. Brakowało mi tego od dawna - spokojnego snu, bez budzenia się tak wcześnie...
***
Budzę się z wrzaskiem.
Nikt nie przychodzi, to dobrze. Lekarze powinni zajmować się rannymi, a nie wrzeszczącymi psami.
Przeciągam się i wstaję. Idę z powrotem do miejsca, gdzie my, lekarze, pracujemy. W tym samym czasie Castiel wychodzi do innej groty. Nieuknione jest zderzenie.
- Sorki. - mówi i idzie dalej.
- O, cześć, Verona. - wita mnie Casey z uśmiechem. Jej uśmiech mnie nie dziwi - Casey zawsze jest optymistką.
- Cześć, Casey. - odpowiadam. - Czym mam się dziś zająć? - pytam.
- Nim. - wskazuje głową na psa, który ma poszarpane ucho. Nie będzie to trudny przypadek.
***
Kiedy w grocie było mniej roboty, Hockey powiedział, że mogę spędzić choć trochę czasu na czymś innym, niż owijanie łap bandażami...
Postanawiam, że wybiorę się nad Fioletową Rzeczkę. Jedne z moich ulubionych miejsc.
Siadam na jednej ze skałek. Wszystkie są takie białe i ładne; woda - błękitna; drzewa - fioletowe. Pięknie jest, trzeba przyznać.
Słyszę czyjeś kroki. Momentalnie się odwracam. Widzę suczkę rasy collie - Alison.
- Witaj, Alison. - mówię.
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - dziwi się.
- Jestem od jakiegoś czasu w tej Sforze. Znam większość psów, a poza tym - Hockey niedawno Cię przedstawiał wszystkim psom. - wyjaśniam. Staram się być miła i mam nadzieję, że mi to wychodzi...
Duże, brązowe oczy suczki patrzą na mnie z zaciekawieniem.
- A jak ty masz na imię? - pyta. - Wybacz, ale spośród ponad setki psów niewielu udało mi się zapamiętać. - przyznaje.
- Okej. Ja jestem Verona. - przedstawiam się. - Lekarka w tej Sforze.
- Ja jestem zwiadowczynią Fallendeer. - mówi z dumą, uśmiecha się lekko.
- Hmm... Ciekawe zajęcie, prawda? - pytam.

Alison, zaszczycisz mnie ciągiem dalszym? :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz