Szybko przejrzałam w myślach listę obrońców alfy i bet. Sporo. Po pewnym czasie może ich zabraknąć...
- Leen, obudź się. Masz pacjentów - powiedział Geris.
- Sory, zamyśliłam się.
Zaczęłam przechadzać się po gabinecie, żeby stwierdzić, czy mogę się na coś przydać. Kilku psom podałam zdobytą z wielkim trudem morfinę, chowaną po kątach "na czarną godzinę". Czarniejszej, mam nadzieję, nie będzie.
W tym momencie do gabinetu wtoczyła się Susan.
- Najnowsze info od Drina: w tym momencie walczy i nie potrzebuje pomocy lekarskiej czterdziestu dwóch naszych. Stawiają czoła pięćdziesięciu dziewięciu wilkom. Reszta siedzi u was, ogarnia rannych i pałęta się nie wiadomo gdzie. Przeliczcie zmarłych - poleciła pod koniec. Przyjrzałam się jej uważnie. Była wyczerpana, widać było, że jest na nogach już od dawna i sporo się nabiegała. Nie była ranna, ale słaniała się na nogach. Chętnie zaparzyłabym jej herbaty i przywiązała do podłogi, żeby wypoczęła, ale zdawałam sobie sprawę, że przy tak imponującej ilości rannych nie możemy pozwolić sobie na udzielanie pomocy w pełni zdrowym, a jedynie zmęczonym psom.
- Susan, zrób coś dla mnie. Kiedy nie jesteś nigdzie potrzebna, nie stój, tylko się połóż. I nie mów, że nie jesteś zmęczona. Nie chcę cię wyganiać, ale sama widzisz ten rozgardiasz... - powiedziałam.
- Jasne. Już mnie nie ma.
Wychodząc, moja siostra zderzyła się z Courage.
- Mamy nowe informacje. W pełni sprawnych i użytecznych jest tylko trzydzieści dziewięć psów i pięćdziesiąt osiem wilków - wyszeptała z tak zrozpaczonym wyrazem twarzy, jakiego nie powstydziłby się żaden aktor. Tylko że jej emocje były prawdziwe.
Chciałam jęknąć przejmująco i rzucić w przestrzeń pytanie "Ile jeszcze?", ale uznałam, że byłoby to stanowczo nie na miejscu. Zamiast tego westchnęłam cicho i wróciłam do rannych.
Drzwiom nie dane było pozostać długo pustymi. Stanął w nich Hockey. Na jego pysku malowały się kolejno: skrajne wyczerpanie, stres i upór.
- Słuchajcie... To wydaje się niemożliwe, ale jest prawdą... - zaczął.
- Co?! - przerwałam mu.
Hock spojrzał na mnie beznamiętnie i powiedział:
Hockey? Ew. ktoś z lekarzy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz