niedziela, 28 września 2014

Od Behemotha

Chmury były zawsze śmieszne. Kłębiaste, puszyste i towarzyszące mu na co dzień. Lubił patrzeć w niebo, odchylać głowę do góry i wyobrażać sobie, że jest ptakiem, a wszystkie te przyziemne problemy są daleko od niego, tak daleko, że musiałby lecieć przynajmniej 3 godziny w dół, aby je poczuć. Wyobraźnia to był jego narkotyk.
Kiedy był szczeniakiem marzył o tym, żeby na powrót mieć rodziców i siostrę.
Kiedy miał dwa lata marzył o pełnej misce i kochających ludziach.
Teraz nadal lubił marzyć, zatapiać się w wyobrażeniach i kolorować, ubarwiać szarą, bezdenną masę, jaką była rzeczywistość. Ale różnica polegała na tym, że nie wierzył, iż te marzenia kiedykolwiek się spełnią. Bo nigdy życie nie było dla niego łaskawe, a jedną istotą na której mógł polegać był on sam.
Polana kończyła się łagodnym zboczem pełnym krwawiących maków. Sam ich zapach kojarzył się z czerwienią. Postąpił krok. Potem kilka. Wreszcie zaczął biec, tak szybko, jak tylko mógł, ścigał się z wiatrem czochrającym jego sierść, uciekał w cień przed plamami słońca. Zwolnił, gdy wyrósł przed nim mur drzew. Usłyszał cichy śmiech, obrócił głowę skupiając uwagę na otaczającym go obrazie.
Był czujny, a jednak mimo to nie potrafił zlokalizować źródła dźwięku.

Dokończy ktoś? Może jakieś piękne suczki? Behemoth byłby rad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz