Wczesny poranek. Przemierzałem leśną ściółkę pokrytą szronem. Co chwilę
słyszałem dźwięk pękających patyków.. Patyków pod moimi łapami. Szedłem
coraz żwawiej. Słońce przebijało się przez gałęzie wysokich drzew
rzucając światło tu i ówdzie. Zwinnie wymijałem pnie drzew obrośniętych
żywicą. Co jakiś czas przechodziły mnie ciarki, bo przydałoby się więcej
ciepła. Wtedy.. Wyczułem coś. Przyłożyłem mój zimny nos do trawy i
zacząłem tropić. Co prawda nie jestem w tym najlepszy, wolałbym zaganiać
owcę ale.. Ten zapach jest podejrzany. Wciąż węszyłem idąc w stronę
zapachu. Wyszedłem z lasku. Pies. Na horyzoncie stał brązowo-biały,
zapewne Border.
Camper?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz