poniedziałek, 16 czerwca 2014

Od Verony - Quest II "Dziecko"

Rano wpadłam na nienormalny pomysł. Postanowiłam, że udam się do miasta, dokładniej do Pyskowic. To dosyć głupi pomysł, bo w końcu są tam ludzie. Oni zawsze wszystko psują, no ale może udałoby mi się przeżyć?
Gdy szłam przez las, mijałam kilka psów. Parę z nich dziwacznie się uśmiechało. 
- Cześć. - usłyszałam za sobą.
- Cześć. - mruknęłam, nie odwracając się. Po co niby? - Kim jesteś?
Z jego pyska wydobyło się westchnięcie.
- Verono, nie wiesz, kim jest Alfa tej Sfory? - zapytał.
- Hockey! - zawołałam i obróciłam się. Ucieszyłam się na widok znajomej "twarzy".
- Gdzie się wybierasz? - spytał Hockey.
- Do Pyskowic. - odpowiedziałam szybko. - Mam zamiar śledzić ludzi. - wyjaśniłam widząc zdziwioną minę Alfy.
- Czy to na pewno dobry pomysł? - pies skrzywił się na słowo "ludzi".
- Może niezbyt mądry, ale przynajmniej będę miała, co ze sobą zrobić. Od jakiegoś czasu zamiast coś zrobić, to włóczę się bez celu po terenach. - przyznałam.
- Skoro chcesz tam iść, to ja cię przecież nie zatrzymam. - stwierdził. Odszedł, mówiąc jeszcze "Pa". Ja też tak powiedziałam, a potem każde z nas poszło w swoją stronę.
Gdy przekraczałam granicę Sfory, spojrzałam z tęsknotą na las. Nie lubiłam wyłazić poza tereny. Ta wycieczka powinna być dla mnie rozrywką, żebym nie leżała z brzuchem do góry w jaskini.
Stanęłam przy latarni, która niepotrzebnie tam się znajdowała. Jej jedyne użycie mogło być sensowne jedynie w nocy, na pewno nie teraz. Chciałam znaleźć trochę cienia. Rozejrzałam się, a wszędzie słońce. Słońce, słońce, słońce. 
Może niepotrzebnie tu teraz byłam? Mogłabym teraz popływać w jeziorze...
Moja "wyprawa" skończyła się tym, że wędrowałam po miasteczku szukając cienia, jakby nie dało się wrócić do Sfory... Nie wykazałam się mądrością. 
- Wrócę z powrotem. - mruknęłam pod nosem.
Zawróciłam i pobiegłam przed siebie. Moje uszy powiewały na wietrze. Minęłam plac zabaw, gdzie zjeżdżalnia dawała cień. Kawałek przebiegłam, więc postanowiłam odpocząć. Położyłam się i zaczęłam dyszeć z powodu temperatury. W takich chwilach tęskniłam za mohą dawną rasą. Wtedy byłoby mi chłodniej, ale znając życie w zimę znowu bym narzekała. Cała ja.
- Niech pada deszcz. - jęknęłam.
Wstałam i spojrzałam w niebo. Nigdzie ani jednej chmury deszczowej. Nagle coś ciemnego przykuło moją uwagę. A jednak będzie padać, nie będę tu się smażyć.
Postanowiłam, że jeszcze trochę sobie pospaceruję. Zrobiłam niewinnie krok do przodu, gdy usłyszałam płacz i krzyki. Dochodziły z... góry?
Zerknęłam na górę zjeżdżalni. Siedziało tam dziecko, na oko kilkuletnia dziewczynka, wyglądała na trzy-latka. Była bardzo niska, ubrana była w błękitną sukienkę. Krótkie, rozpuszczone włosy miały kolor ciemnobrązowy.  Rozejrzałam się dookoła, nigdzie żaden dorosły człowiek nie siedział. Dziewczynka była sama.
Pomóc jej, czy nie? Z jednej strony, z mojej pomocy mało mogłoby wyjść, a z drugiej, miałabym wyrzuty sumienia, gdybym jej nie pomogła. Byłam sama, nie mogłam liczyć na czyjąś pomoc.
- Co tu robisz, dziecko? - spytałam, choć każdy pies wyczułby w moim głosie zniecierpliwnienie. Oczywiście ono zrozumiało to jako szczekanie. Zaczęło płakać jeszcze głośniej.
Wzniosłam oczy ku niebu. Czy ja, niewielka suczka, mogłabym stanowić takie zagrożenie?!
Wtedy zaczęło padać. Niby tego chciałam, ale nie, nie teraz! Nie kropiło, może ewentualnie na początku. Szybko zaczęło lać jak nie wiem, co.
Westchnęłam. Zignorowałam ryk dziecka i wyszłam z placu zabaw. Zaszczekałam głośno, aby ktoś mógłby mnie usłyszeć. Jakaś kobieta z zaniepokojoną miną przechodziła obok mnie.
- Rose? Rose? - wyraźnie się martwiła.
Stanęłam przed nią. Ona schyliła się, by mnie pogłaskać. Szczerze nie byłam tym zachwycona, ale to zniosłam. Bez pytania ugryzłam jej rękaw i zaczęłam ciągnąć.
- Ej! - zdenerwowała się i zaczęła iść w innym kierunku. Nie dałam za wygraną i ciągnęłam, aż odpuściła. Wtedy zobaczyła tą dziewczynkę. Chyba to była ta cała Rose. Kobieta zaczęła szlochać.
- Rose, gdzie byłaś? - szepnęła. - Nie rób tak więcej!
Takie przemawianie do trzy-latka nie miało sensu, no ale dobra. Odwróciłam się i poszłam w swoją stronę - do SPG Forever. Tamta kobieta nawet mi nie podziękowała, ale muszę przyznać, nie liczyłam, że tak zrobi.
Byłam cała przemoczona. Otrzepałam się z wody, ale nie pomogło. Pobiegłam z powrotem do domu, aby nie zmoknąć jeszcze bardziej. Trafiłam na Seth'a.
- Co ty tu robisz i czemu jesteś taka mokra?! - wykrzyknął.
- Długo by opowiadać... - powiedziałam wymijająco. Nie chciało mi się opowiadać całej tej przygody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz