Obudziłam się głodna. Nie chciałam lam ani niczego podobnego. Przeszukałam domek ze 100 razy. Nic z miejskiego jedzenia w nim nim znalazłam... Nie było rady: Udałam się do miasta. Była piękna, słoneczna pogoda. Załatwiłam sobie troszkę jedzenia i wracałam radośnie do Sfory. Jednak po drodze zauważyłam ludzkie dziecko, które wpadło w tarapaty... Byłam sama, ryzyko było, że mały z nadmiaru pieszczot mnie udusi. Chłopiec miał ładne, proste i krótkie jasne włoski. Po chwili namysłu zdecydowałam się: Pomogę! Ostrożnie podeszłam bliżej, nieco przerażona... Chłopak, tak jak myślałam przytulił mnie, o dziwo lekko i miło. Strach znikł w jednej chwili.
- Zgubiłem się... - powiedział.
Bez namysłu wsadziłam go na grzbiet. Pomyślałam: "Oj, przesadziłam... Jest trochę za ciężki... Ale zaczęłam, więc dzieła dokończę." Chłopak zerknął na mnie zdziwiony. Powoli ruszyłam. Nagle poczułam, że nagłe coś zdejmuje ze mnie dziecko. Obróciłam się za siebie... To byli chyba rodzice chłopca. Jego mama krzyknęła:
- Jaki miły, grzeczny i śliczny pies!
A od taty chłopca dostałam cukierki dla psów. Polizałam kolejno: Mamę chłopca, tatę chłopca, a wreszcie samego chłopca. W końcu zmęczona wróciłam do Sfory. Pobiegłam do domu rzucić towar i ostatkiem sił dobiegłam do nory Hockeya. Krzyknęłam:
- Hockey, jesteś tam?
Pies odkrzyknął:
- Tak, a co?
- Muszę Ci coś opowiedzieć!
Alfa odparł: Słucham.
Hockey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz