Przez gałęzie dębu przenikały promienie słońca, a kwiaty jabłoni zapalały się w ich świetle. Mijały minuty, a ja wciąż nienasycony ich zapachem stałem nieruchomo jak głaz. Niby nic, a tak to się zaczęło. Przychodziłem tu co ranek i wpatrywałem się w te niezwykle cuda natury, których nie dostrzegałem wcześniej.
Ranek, rankiem i nagle spotkałem najpiękniejszą i najmądrzejszą sukę na świecie! Madeline. Pierwszy zagadałem.
- Byue... - po czym zacząłem prawdziwą rozmowę...
- To znaczy... Hej! Jak się miewasz?
- ychy...- odparła.
- To znaczy... Dooobrze?! - krzyknąłem widząc jej wielką ranę na barkach.
- No co?! Królika goniłam!- odpowiedziała Madeline, jakby niby nic.
Madeline?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz