sobota, 17 maja 2014

Od White Hero'wa - Quest II "Dziecko"

Wstałem ze swojego legowiska. Podbiegłem do niewielkiej skrytki, znajdującej się tuż obok. Zanurzyłem w niej łapę - i nic! Spojrzałem z rozczarowaniem na podłogę. Liczyłem, że znajdę chociaż jakąś kość.
"No cóż, chyba trzeba odwiedzić miasteczko..." - pomyślałem bez szczególnego entuzjazmu. Napiłem się trochę wody (bo tylko to miałem w zapasach). Wyszedłem leniwie z jaskini. Przemierzałem Las Smutku wpatrując się w nieruchome drzewa. W końcu zobaczyłem ciemno grafitowy asfalt - byłem blisko. Przyśpieszyłem nieco kroku i w mgnieniu oka znalazłem się na drodze. Oglądałem wystawy sklepowe, przepełnione różnymi produktami. W około panował zwykły, sobotni gwar. Jednak w tej przytłaczającej zbieraninie dźwięków, wyróżniał się jeden - płacz dziecka. Szedłem dalej nie zwracając na to zbyt dużej uwagi. Jednak w miarę jak posuwałem się coraz dalej wgłąb Pyskowic, płacz stopniowo się nasilał. Podążałem za nieprzyjemnym dźwiękiem. W jednej z bocznych uliczek zobaczyłem dziecko, nie więcej jak sześcioletnie. Mały człowiek ściągnął ręce z zapłakanej twarzy i zawołał mnie. Przewróciłem oczami, zupełnie nie mając ochoty tego zrobić. Jednak podszedłem.
- Nie wiem gdzie iść... Zgubiłem się... - powiedziało stworzenie sepleniąc
Odbiegłem od malucha w poszukiwaniu jego rodziny. Około kilometr dalej znalazłem niewielką grupkę ludzi, starających się kogoś przywołać. Może szukali tego płaczliwego dzieciaka? Postanowiłem działać. Rzuciłem się w stronę najbliższej z osób i chwyciłem mocno za kurtkę człowieka. Ciągnąłem w stronę, w którą powinni iść.
- Idź stąd głupi kundlu! - krzyknął mężczyzna próbując mnie odciągnąć
Kundlu? Nazwał mnie kundlem!? Jak tak, to niech sami wyszukają sobie swojego szczeniaka. Ja pozwolić na obrażanie mnie nie zamierzam. Jednak kobieta również wchodząca w skład grupki, zauważyła na moim grzbiecie odcisk małej ręki. Tak... To ten bachor ubrudził mi sierść czymś lepkim. Może czekoladą? Och, jak trudno będzie to zmyć...
- Prowadź piesku! - krzyknęła wpatrując się w plamę pozostawioną przez dziecko.
- Teraz!? - wrzasnąłem, chociaż oni odebrali mój głos jako wrogie szczeknięcie.
Jednak wiedziałem, że teraz tak szybko się ich nie pozbędę. Więc biegłem w wyszukiwanym przez ludzi kierunku. W końcu zobaczyłem małe, ludzkie szczenię płaczące w niebo głosy.
- W końcu Cię znaleźliśmy! - krzyknęli jego rodzice
Kilka osób pogłaskało mnie a jeden z panów pognał do sklepu zoologicznego i wręczył mi cudowną nagrodę - kilka przysmaków, kości i puszek karmy! Szczeknąłem na pożegnanie i wróciłem dumny do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz