Byłem przez chwilę zamroczony. Nigdy nikt nie wyznał mi czegoś takiego. Spodziewałem się wyznania, nawet miłości, ale nie do mnie... Owszem, Chili była wyjątkowa, była inna niż pozostali sforzaninie, ale czy mogła być kimś więcej? Zero doświadczenia, żadnych suczek za sobą. Ale przecież już nie raz słyszałem historie, że ktoś został czyimś partnerem niedługo po pierwszym spotkaniu. A ja, jako Beta, już dawno znam wszystkich, w tym ją. Wiem o niej więcej niż inne psy, rozumiem ją. Mam prawo do miłości, nawet... Miłości? Być może bałem się przyznać do tego przed samym sobą, może to tłumiłem, ale... Tak, kocham ją. Kocham Chili.
- A co jeśli...
Spojrzała na mnie swoimi cudownymi oczami. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę.
- Tak? - Spytała nieodrywając wzroku.
"Raz kozie śmierć", pomyślałem.
- Ja...
Nasze wargi się zetknęły. Zamknąłem oczy pod impulsem. Było zimno, nawet bardzo, w końcu był środek zimy. Zaczął padać śnieg, coraz szybciej i gęściej pokrywając oszronioną ziemię. Psy na dole pewnie zaczęły rozpalać ognisko. Niedługo miał nadejść świt.
Nam jednak było dobrze w swojej obecności.
< Chili? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz