Na zmianę traciłam i odzyskiwałam przytomność. Jedyne, co pamiętałam,
kiedy na dobre się obudziłam, to straszny pól szczęki i łupanie w
głowie. Dopiero potem przypomniałam sobie o Dasc'u i rozejrzałam się -
nikogo przy mnie nie było. Leżałam tusz obok drutu, na którym zwisał
Dasco, ale jego samego nie było.
Cham, po prostu!
Powoli wstałam, chociaż drżały mi łapy i ledwo utrzymywałam równowagę.
Poruszyłam pyskiem i poczułam falę mdłości. Zwymiotowałam krwią.
- A fe.
Wzdrygnęłam się słysząc jego głos i odwróciłam szybko. Dasco stał parę
metrów ode mnie i w zębach trzymał jakieś liście. Wypluł je na ziemię.
- Myślałem, że to ci pomoże, ale jak widzę już możesz sama o siebie
zadbać. Jak coś zrobię, to księżniczka na ziarnku grochu jeszcze mi coś
zarzuci. - prychnął.
- Ty zawsze taki jesteś?! - nie wytrzymałam. To wszystko mnie
przerastało. - Nigdy nie przestajesz być cyniczny i chamski? Nie
zejdziesz nawet do kulturalności? - Miałam tego wszystkiego dosyć. -
Pomogłam ci! Za pogardliwe przepraszam, którego nikt normalny by nie
przyjął! Pomogłam, i sama za to zapłaciłam! I co? Co mi z tego
przyszło?!
Byłam cała roztrzęsiona. Wiedziałam, że zaraz wybuchnę płaczem, ale dusiłam w sobie to uczucie.
- Dlaczego ciebie nic nie obchodzi?
Padłam na ziemię i pozwoliłam sobie się rozryczeć.
< Dasco?.. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz