A więc zostałam sama w kryjówce Jasona. Chodziłam, zwiedzałam, te kwiaty, których mogłam dotykać wąchałam, oglądałam... Nie było, co robić. Z nudów
nawet zaczęłam liczyć płatki każdego trującego i zwykłego kwiatka.
Potem wieczorem Jason mnie odwiedził by pogadać i powiedzieć dobranoc.
- No więc muszę już iść... przynieść coś jutro?- Zapytał Jason
- Hmmm... może przynieś moje miski?
- Dobra. No to dobranoc!
- Cześć!
No i Jason pobiegł ku wyjściu. Przed spaniem odłożyłam naszyjnik na
szafeczkę obok łóżka. I zasnęłam myśląc ciągle o mojej jaskini, o
Jasonie i o tej całej wiedźmie. Z rana, jak się obudziłam sięgnęłam łapą
po naszyjnik... ku mojemu ogromnemu zdziwieniu... nie było go
tam... Przeraziłam się okropnie i zaczęłam strasznie panikować. Po
chwili przyszedł Jason z moimi miskami i zobaczył, że latam po całej
skrytce i zapytał ze zdziwieniem:
- Co się stało, Jessy?
- Yhyhyhyhy... naszyjnik... nie ma go!!!
< Jason? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz