Wstaliśmy nad ranem, było jeszcze ciemno. Potrzebowałem leków i innych środków dla Kelly, aby jej złagodzić kataraktę. Trochę tego było... Poszliśmy do miasta, aby czegoś poszukać. Gdy doszliśmy, było pusto. Wszystkie sklepy, a przynajmniej prawie wszystkie, były zamknięte. Apteka akurat była otwarta, na dyżurze. Farmaceuta spał za ladą, więc szybko wzięliśmy potrzebne rzeczy. Parę igieł, płyn do dezynfekcji, zestaw do kroplówek, samą kroplówkę, strzykawkę, a także kilka dawek środka przeciwbólowego. Zajęło to kilka minut. Nagle coś głośno trzasnęło. Bardzo głośno, aż chyba w całym mieście było słychać, a nawet chyba na terenach sfory. Poszliśmy z powrotem, kiedy zauważyliśmy... Dwa pociągi... Zderzyły się ze sobą. Intercity Express z towarowym... Lokomotywa towarowego się paliła, a pasażerskiego była do połowy spłaszczona. Z cystern wagonów towarowych coś się wylewało... Była to benzyna. A pociąg pasażerski był rozrzucony po okolicy. Nie wyglądało na to, że ktokolwiek przeżył. Trzeba było szybko coś zrobić, bo z wagonów pasażerskich ciekła krew, a zaraz skład towarowy mógłby wybuchnąć rozrzucając obydwa pociągi w zasięgu kilku kilometrów.
- Niech mnie... - powiedziałem.
- Co robimy? Pociąg zaraz wybuchnie. - powiedziała Kelly lekko drżącym głosem.
- Mam pomysł... Trzeba będzie zgasić najpierw lokomotywę, a potem zabezpieczyć cysterny. I oczywiście zająć się pasażerami.
- Już gaszę... - powiedziała Kelly, po czym polała lokomotywę wytworzoną przez nią wodą. Ja poszedłem załatać cysterny, zanim się zapalą. Te najbliżej lokomotywy były całe, ale były strasznie gorące, ale wiedziałem, że to jest kwestia czasu, aż się rozerwą i podpalą wszystko w okolicy.
- Możesz jeszcze schłodzić pierwszą cysternę? Jeszcze kilka minut i wybuchnie... - powiedziałem.
- Już się robi... - powiedziała i zaczęła chłodzić wagon. Ja poszedłem zobaczyć, jak się dostać do pasażerów. Drzwi po obydwu stronach się zablokowały. Próbowałem rozbić okna, ale były dość twarde. Spróbowałem więc z szybą w drzwiach. Udało się, więc zająłem się pasażerami. Nikt nie żył. Przejrzałem kolejne wagony - też wszyscy martwi... Wszystko było we krwi. Zajrzałem do wagonu drugiej klasy i zobaczyłem... Małą dziewczynkę... Miała długie blond włosy, lekko w krwi, niebieskie oczy i mały nos. Miała około trzech lat. Była tylko lekko ranna w rękę. Płakała, ale gdy mnie zobaczyła już nie płakała. Lekko się uśmiechnęła. Pogłaskała mnie, a ja ją wyprowadziłem na zewnątrz. Nie było łatwo ją wyprowadzić, bo wagon był w środku rozsypany. Ciężko było przejść... W końcu się udało. Przyszła Kelly i powiedziała:
- Jednak ktoś żyje...
- Ale tylko ona, nikt więcej...
- No, maszyniści też nie...
- To co robimy?
- No... Chyba resztę zostawimy ludziom... Tylko gdzie by tu dać nieżywych...
- Może pod szpital? Tam będą wiedzieli.
- To coś się wymyśli.
Więc w towarzystwie dziewczynki oddaliśmy resztę ludzi w ręce szpitala. Tylko nie wiedzieliśmy, co z dziewczynką...
- Najlepiej do psychologa, to ciężkie przeżycie... - powiedziała Kelly, więc tam poszliśmy. W końcu było już południe, więc wróciliśmy do sfory z rzeczami z apteki.
< Ktokolwiek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz