- Poszłam nad rzekę, bo tam rosną najładniejsze grzyby. Przy odwilży, pomyślałam, będzie ich co niemiara. Lauren stała tyłem do mnie, ale gdy ją zawołałam, odwróciła się. Była uśmiechnięta... Powiedziała coś. I... Potem zniknęła, gdy na chwilę przymknęłam oczy - odpowiedziałam wyczerpująco, choć nieskładnie. Drin przez moment analizował moją wypowiedź, kiedy odezwał się Hockey.
- Słuchajcie, a co zrobimy, kiedy... jeśli... znów ktoś zobaczy Lauren? - spytał niepewnie. Odpowiedzi oczekiwał prawdopodobnie od Drina, ale...
- Wtedy zaczniemy jej szukać. Trzeba to będzie wyjaśnić - wtrąciłam stanowczo.
W tym momencie do jaskini wpadł Lucky.
- Wiecie, że nie mam bujnej wyobraźni - rzucił, patrząc mi w oczy nerwowo.
- Fakt - zgodziłam się.
- I że zazwyczaj nie szukam sensacji...
- Też prawda - mruknęłam.
- ...ale mimo tego wszystkiego MUSZĘ wam powiedzieć... Widziałem, w centrum terenów sfory, psa wyglądającego zupełnie jak Lauren - dokończył z determinacją. Spojrzał na nas niepewnie. Jęknęłam głośno, Drin spojrzał na Lucky'ego zmęczonym wzrokiem, Hockey westchnął zrezygnowany.
- No to nie jesteś sam - skwitowałam. Drin "obudził" się i szybko objaśnił kundelkowi całą sytuację. Mój przyrodni brat słuchał z niedowierzaniem na pysku i kiwał głową jak w transie.
- Ciężka sprawa - ocenił. Powstrzymałam się od złośliwej uwagi, że właśnie dlatego tu jestem i to żadna nowość. Alfa odetchnął głęboko i powiedział:
<Drin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz