niedziela, 5 lipca 2015

Od Rosso - CD jego historii

 Obserwowałem malca, a malec obserwował mnie. Leżałem na trawie, z głową między łapami, a on chodził powoli w kółko, rzucając na mnie okiem. Co mogłem zrobić, nie znałem się na nich... To je obserwowałem. Stwierdziłem, że najlepiej dla wszystkich będzie go zaprowadzić do szkółki, tam pozna inne szczenięta, otworzy się.
- Jestem Rosso - powiedziałem ponownie. - Nie musisz się mnie obawiać, jestem z tobą.
 Jego brązowe oczka wciąż były czujne. Jak miałem go namówić, by przemówił!?
- Masz jakieś imię, mały? - Dodanie ostatniego słowa było do mnie bardzo niepodobne. Ale zaczynałem tracić cierpliwość.
 Uniósł biały pyszczek, chwilę się zawahał i... przemówił:
- Miałem... nie rozmawiać z obcymi... - jego głosik był wysoki, ale też słodki. Typowy dla szczeniaczka.
- Nie jestem obcym - uśmiechnąłem się lekko. Z trudem powstrzymałem się, żeby nie wybuchnąć niekontrolowaną radością, ale nie chciałem spłoszyć młodego. - Jestem... należę do Sfory Psiego Głosu. Słyszałeś o niej kiedyś? - Pokręcił głową. - Tak też myślałem. Jesteśmy przyjazną grupką psów. Możesz dołączyć, jest tu pełno szczeniaków.
 Niepewność była czytelna. Skulił się nieco i rozejrzał.
- Moich rodziców tu nie ma? - Spytał.
 Chciałem mu obiecać, że pomogę mu ich szukać, ale nie jestem tropicielem. Nic nie obiecywać. To było teraz ważne. Pomóc, ale nie obiecywać.
- Niestety nie. Mało kto ma tu rodziców przy sobie. Radzimy sobie sami - *Niezbyt pocieszające*.
- A ty? Masz ich tu?
- Em... Czasami widuję się z matką. Mam tylko braci i siostry.
- Rosso? - Szepnął. - Ale ja znajdę swoich?
- Ach, nie masz się o co martwić... Wszystko się ułoży, mały.
- Nazywam się Scott - rzekł niepewnie.
- Dobrze, Scott. Na razie będziesz mieszkał u cioci Casey i u mnie, jak poznasz moje rodzeństwo.
- A spotkam jeszcze tą?
- Casey? Tak, jak już...
- Nie Casey.
- Nageezi? Hm... - *Jakby ci to powiedzieć* - Chyba tak... Ale nie martw się, ona się tylko taka wydaje.
- Casey to twoja mama? - Spytał ni stąd, ni zowąd.
- Heh, nie, nie...
- To mama Negezi?
- Też nie. Jej rodziców nie ma w...
- Czy... Ty i Negezi to tacy mama i tata?
- Ach, nie! - Zaprzeczyłem szybko. Za szybko. Dobrze, że to tylko szczenię. - To moja koleżanka.

W tym momencie kończę. Nageezi, wysil mózgowie, mnie wena złapała ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz