wtorek, 20 stycznia 2015

Od Susan

- Tędy! - krzyknęłam do grupy wojowników i morderców, którzy szli za mną wgłąb lasu. Wędrowaliśmy już od godziny, a zapach wilków był coraz intensywniejszy.
Zgodnie z rozkazem Hockey'a, mieliśmy za zadanie dotarcie do terenów Watahy Braterskiej Krwi.
A potem?
Kto wie.
- Susan, to tobie Hock objaśniał dokładnie plan działania. Co zrobimy, gdy odnajdziemy siedzibę wilków? - spytał jeden z wojowników, patrząc mi w oczy. Byłam tak zmęczona, że nie pamiętałam już nawet jego imienia. Spojrzałam na psa znużonym wzrokiem - To wy mi powiedzcie. Hock postanowił zdać się na nas, ale chyba nie zrobił dobrze. Są chętni, żeby przekonać mnie, że się mylę?
- Nie mamy szans - rzucił ktoś po chwili. Nawet na niego nie spojrzałam.
- Nie możemy tego tak zostawić! Walczymy za Sforę Psiego Głosu. Możecie poddać się, walcząc o siebie, ale musicie wytrwać do końca, gdy robicie to dla innych! - uniosłam się - Po prostu nie wolno wam teraz zrezygnować. Wymyślimy coś, ale nie z tym podejściem. Macie miny, jakbyście szli na własny pogrzeb - zakończyłam wzburzona.
- Wystarczy. Nie rozpędzaj się tak. Damy radę - powiedział jeden z psów bez przekonania.
- Chodźcie - mruknęłam.
Ruszyliśmy dalej. Po dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce.
- Tu tutaj - szepnęłam - Róbcie, co uważacie.
Między drzewami leżały w nieładzie zapasy, pledy i tym podobne rzeczy. W krzakach kryły się wilczyce z młodymi. Gdy nas zobaczyły, nawet nie ruszyły się z miejsca. Nie spostrzegłam ani jednego samca.
- Są ranne - szepnęłam do siebie - Stop. Nie możecie nic im zrobić - zwróciłam się do wojowników.
- Bo?
- Bo nie kopie się leżącego. Trzeba je opatrzyć.
Popatrzyli na mnie jak na wariatkę.
- Do roboty! - krzyknęłam. Po chwili wrócił mi zdrowy rozsądek - I weźcie wszystko, co może nam się przydać. Koce, środki opatrunkowe, zioła. Wszystko.
***
Gdy po czterech godzinach wróciliśmy na tereny SPG, natychmiast skierowałam się do swojej jaskini. W połowie drogi zatrzymała mnie Verona.
- Macie coś przydatnego? 
- Dasco, Despero i Camper niosą do kliniki środki opatrunkowe, koce i zioła. A w każdym razie powinni nieść.
- Świetnie! - zawołała z ulgą - Ranni będą wam wdzięczni - dodała z uśmiechem.

Ktokolwiek?

2 komentarze: