środa, 28 stycznia 2015

Od Hockey'a - CD historii Casey

 Wypuściłem głośno powietrze, po czym schowałem pysk w łapach. Naprawdę mnie to spotyka, czy to tylko koszmar? Chciałem się jak najszybciej z tego wybudzić. To nie mogła być prawda. Nie mogła. Ja leżałem teraz w jaskini, z całą nogą, Drin spał smacznie u siebie, otoczony rodziną. Wojny nie było, albo nie była tak zacięta. Zaraz miałem się wybudzić, cały zlany potem i z sercem próbującym wydostać się z klatki piersiowej. Już za krótką chwilę to wszystko miało się skończyć...
- Hockey? - Moją desperacką próbę wydostania się z tego świata przerywa Casey. - Przynieść ci coś może?...
- Nie... Wybacz, ale czy mogłabys... Zostawić mnie na chwilę samego?
- Tak, tak, jasne... Zielarze... Są zajęci, więc pójdę nazbierać trochę ziół potrzebnych opiekunom chorych... - Cofnęła się jeszcze wciąż mnie obserwując, po czym, ze smutkiem wymalowanym na pysku, odeszła ku wyjściu.
 Nie miałem się obudzić. Nie było mi pisane życie w spokoju. Jako alfa powinienem był być silny, pchać wszystkich do przodu, ku lepszemu życiu, a zamiast tego zawalam wszystko. Alfa... Dlaczego nim jestem? Właśnie, skoro i tak teraz nic nie robię... Teraz nie jestem tu potrzebny, tylko obciążam sforę. Przecież mogę...
 Trzepię głową, by pozbyć się tych myśli. Nie, nie mogę. Mimo wszystko jestem na górnym stanowisku. Potrzebują mnie. Muszę się podnieść.
 Ale Drin nie żyje. Nie zobaczę go już więcej. Ta myśl dociera do mnie z coraz większą siłą. Uświadamiam sobie ogrom strat. Straciłem cząstkę siebie i najlepszego przyjaciela. Nawet nie zauważam, kiedy mój pysk robi się mokry od łez.
 Po chwili troszkę się uspokajam. Zaczynam myśleć w inny sposób. Jestem tu już zupełnie sam. Drin... Nasz Beta jest wącha kwiatki od spodu, a jego partnerka... Bądźmy szczerzy, Chili była na tym stanowisku tylko przez Niego, wcześniej ledwo dźwigała te obowiązki. Straciła partnera, obciążają ją szczeniaki. Z byciem Betą może się pożegnać. Nie ma Gamm, Maybe nie będzie miała ochoty tam wrócić. Nageezi to jeszcze szczenię. Właśnie, Ezi... Moja mała Ezi! Co z nią? Musiałem ją jak najszybciej zobaczyc... Chociaż... Nie, to nie jest dobry pomysł. Nie powinienem się z nią widzieć zanim...
 Znowu odrzucam tę myśl.
 Teraz muszę tylko znaleźć Betę.
 Dźwigam się na nogach, krzywiąc się jednocześnie z bólu. Ostrożnie stawiam pierwszy krok. Nie jest to przyjemne, ale co poradzić, muszę się do tego przyzwyczaić. Powoli kieruję się do wyjścia. Prawda jest taka, że nie przeszkadza ból, tylko pustka. Zapominam się, że nie mam tej kończyny i odruchowo przerzucam tam ciężar ciała, co naturalnie źle się kończy. Niszczy mnie przyzwyczajenie. Byłem przystosowany do opierania się na nodze, a teraz tej nogi nie mam, jest tam pustka.
 Wychodzę na zewnątrz przez nikogo nie zauważony. Wszyscy są tak zajęci pracą, że nie rozglądają się już nigdzie tam, gdzie nikt ich nie woła. Dalej kuśtykam w las. Czy mogłem zrzucić na Jasona obowiązek Betowania? Jest zajęty walką o siebie i sforę, ale przede wszystkim o rodzinę. Kogo innego mogłem mianować więc Betą? Potrząsnąłem głową w nadziei, że to coś da. Ale nie dało nic. Chociaż... Nagle mnie olśniewa*. Stara sfora. Mamy tu przecież psy, ktore znały dawną sforę, mają doświadczenie... A nawet powiem wiecej, ktoś tu wspomniał, że miał być Gammą w starej SPG!
 Nie pamiętam, gdzie on mieszka. Coś mi się kojarzy, ale głowy bym nie dał. Będąc szczerym, nie miałem szans znaleźć go na tak ogromnym terenie. Wzdycham i odwracam się w stronę groty medyków, bo nic więcej mi nie pozostało. Wracam tam, powoli ogarniając sposób poruszania się na trzech łapach. Wchodzę do środka, a tam spotykam...
- Geris? - Jestem na wpół uśmiechnięty, na wpół zdziwiony. No tak! Przecież border jest lekarzem!
- Em... No tak, tak się nazywam... Coś się stało?
- Słuchaj, mam prośbę... Może nietypową, ale mimo wszystko...
- Tak? - Pyta z lekkim przestrachem w oczach.
- No więc... Mamy pewne problemy jakby... - Tak, tak, mam problemy z wysławianiem się. Sam jestem tak zagubiony, że cały dygoczę i na siłę powstrzymuję łzy. - Wiesz zapewne, co się stało. Chili nie da rady być dłużej Betą, a ja ledwo sobie radzę. Nageezi jest szczenięciem, jak i potomstwo Bet. Wiem, że byłeś w starej SPG...
- Chyba wiem do czego dążysz...
- I..? Geris, proszę, chociaż na chwilę. Znajdź sobie pomocników, poproś o to nawet Casey, czy też Jasona... Ale proszę, zgódź się, nie mam wyjścia...

Geris? 

*Jest takie słowo?

2 komentarze: