Błąkałem się po pustyni szukając jakiegoś miejsca gdzie mógł bym odpocząć.Lubiłem taki klimat no,ale bez przesady!Gorąco jak w piekle!Wszystkie psy jednak były takie szczęśliwe.Aż rzygać się chciała jak tak się patrzyło na tą radość.Nic nie rozumiałem.Jak moi rodzice zostali udomowieni przez tego całego leśniczego?Przecież jesteśmy Dingo!Psami nie do oswojenia!Przewróciłem się nagle o kamień,a ktoś zachichotał.
-Takie to śmieszne?!-Warknąłem.
Nie otrzymałem odpowiedzi.Wstałem i robiąc salto w tył przybiłem do pisaku jakiegoś psa,który stał za mną.
-No śmiej się!Dalej!-Warknąłem coraz bardziej go przybijając.-No i co teraz?-Spytałem.Nagle pies wyrwał się i podrapał mnie w łapę.Puściłem go i syknąłem z bólu.
-Heh.Całkiem nie zle.-Zaśmiałem się stawiając ranną łapę na piasku.
(Ktoś ze chce dokończyć?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz