Spojrzała na szumiące drzewa. Odpowiadało jej to otoczenie. Prawdę
mówiąc czuła się tu wolna i nieskrępowana. Mogła chodzić gdzie chce i
robić co chce. Irytowały ją tylko polowania. Nigdy wcześniej nie
zabijała. Wprawdzie w walkach psów zdażało się że zagryzła jakiegoś psa,
ale traktowała to jako samoobrone i zapewnienie lepszego bytu, a nie
jako zwykłe odebranie życia.
- Lubię las. - stwierdziła zerkając na psa. - Nie ogranicza mnie. Wcześniej nigdy nie miałam tyle swobody. - dodała wspominając małe ciasne klatki. Behemoth spojrzał na nią lekko zaciekawiony.
- Byłaś psem domowym?
- Tak. Jeździłam na wystawy. - powiedziała lekko się uśmiechając na
wspomnienie tamtych dni. - Potem moja pani zbankrutowała i musiała sprzedać dobytek i mnie razem z nim. A ty?
- Urodziłem się na ulicy. Tam się wychowałem. - wzruszył tylko
ramionami. - Po sprzedaniu uciekłaś i trafiłaś tutaj?- zapytał.
Odwróciła głowę speszona.
- Nie. - powiedziała oceniając czy może mu powiedzieć. Behemoth z
zainteresowaniem przechylił głowę. - Trafiłam na nielegalne walki
psów... Zbyt długo by opowiadać historie z areny. Skończyło się na tym
że policja zaczęła się interesować sprawą, więc organizator spalił tę
ruderę i psy razem z nią. Mi się udało uciec. Dopiero potem trafiłam do
Sfory. - powiedziała nadal
nie patrząc na Behemotha z obawy...No właśnie. Czego tak właściwie się
bała? Że ją wyśmieje? Że zlekcewarzy? Odrzuciła te dziwne myśli i
rzuciła mu spojrzenie.
Behemoth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz