- Dry, czy możesz nam wyświadczyć małą przysługę? - spytałam psa husky.
- Okej. O co chodzi? - odpowiedział, następnie sam zadając pytanie.
- Dokładnie nie wiem, o co. Casey czegoś chciała. - wyjaśniłam.
- Aha. - pokiwał głową.
Dry poszedł w kierunku głównej lekarki, a ja podreptałam za nim.
- O co chodzi? - tym razem pies zapytał Casey.
- O, cześć Dry. Mógłbyś jakoś zorientować się, ilu z walczących jest chwilowo niezdolnych do walki? Tych rannych? - spytała.
- Dobrze.
I pobiegł w stronę pola walki.
Nie chciałam myśleć o informacji, którą może nam za chwilę przynieść... Co, jeśli nam się nie uda? A jeśli stracimy kolejny sektor? Albo...
- Verie. - Casey wyrwała mnie z zamyślenia.
- T-tak? - wymamrotałam.
- Wróć na ziemię. - powiedziała z lekkim uśmiechem.
No tak - zamyślanie się i sen nie powinny już być mi znane.
Wróciłam do pracy, której nie jest tu mało. Wbrew pozorom lekarz to wcale nie takie proste stanowisko. Wprawdzie nie walczymy, ale często od nas zależy życie innych.
Zatrzymałam się na chwilę obok Vexona. Kątem oka zauważyłam Dry'a biegnącego w naszą stronę.
Vexon? Dry?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz