Dasz radę. Będziesz silna. Pokażesz na co cię stać. Tym razem cię nie wyrzucą.
Przez całą drogę do kolejnej sfory dodawałam sobie otuchy, jednocześnie próbując różne miny, które mogłyby zrobić wrażenie na alfach. Gdy jednak uświadomiłam sobie, że wojownicza mina w moim wykonaniu wygląda idiotycznie, zrezygnowałam ze zbytnich przygotowań i postanowiłam się zaprezentować taką jaka jestem naprawdę. Trudno przecież, żebym udawała kogoś całkiem innego. Mimo to, nadal denerwowałam się jak mi pójdzie. Łapy trochę mi się trzęsły, gdy przechodziłam ponad konarem drzewa, tak że omal się nie przewróciłam. Bałam się, że znów zostanę wyśmiana i poniżona, tak jak gdzie indziej.
Wreszcie dotarłam do przejścia, które jak zdążyłam wywnioskować po jego urządzeniu, było granicą sfory. Z pewnym wahaniem przekroczyłam ją i gdy nic nie spadło mi na głowę pewnie ruszyłam naprzód. Przy okazji rozglądałam się trochę po mijanych terenach i musiałam stwierdzić, że były to jedne z najpiękniejszych miejsc jakie widziałam na świecie. Niektóre tajemnicze, pełne uroku, zapierające dech w piersiach. Musiałam tutaj zamieszkać.
Wtedy zobaczyłam jakiś cień. Poczułam, że włoski jeżą mi się na karku, a zmysły się wyostrzyły. W razie zagrożenia byłam gotowa w każdej chwili skoczyć na wroga, nie ważne jakiej byłby wielkości. Pomijam oczywiście fakt, że najprawdopodobniej zostałabym przez niego rozerwana jednym kłapnięciem szczęk. I tak, pogrążona we własnych irracjonalnych rozmyślaniach nie zauważyłam, że przede mną stał czarny pies, chyba jakiś owczarek, o podejrzliwym wyrazie twarzy. Wzięłam głęboki wdech i starając się przybrać jak najbardziej poważny ton głosu odezwałam się pierwsza :
-Eee, witam. – przeklnęłam się w duchu za nieszczęsne „eee” - Kim pan jest? – zapytałam uprzejmie psa, starając się wypaść jak najlepiej.
Ku mojemu zdziwieniu, nieznajomy zaśmiał się ledwie słyszalnie.
-To raczej ja powinienem zapytać ciebie kim jesteś. Nie wiem czy zauważyłaś, ale jesteś na terenie Sfory Psiego Głosu, a ja jestem Hockey, alfa.- odpowiedział, a ja wywnioskowałam z tonu jego głosu, że wcale nie zamierza wyrzucić mnie jednym kopnięciem łapy.
-Całe szczęście, bo właśnie szukałam jakiejś sfory. Jestem Fairchild, przyjęlibyście mnie? – zapytałam po raz drugi.
Nastała chwila ciszy, podczas której moje napięcie sięgało zenitu. Ryłam delikatnie pazurami w ziemi, ledwie zauważalnie machałam ogonem, wszystko byleby tylko czymś zająć prawie eksplodujący umysł.
-Oczywiście, że znajdzie się dla ciebie miejsce. – powiedział dobrodusznie. Miałam ochotę krzyczeć, skakać, piszczeć i rzucić mu się na szyję, zamiast tego stałam w bezruchu, jakby ktoś przykleił mnie klejem do podłoża. – Pytanie tylko, czy chciałabyś mieszkać w Fallendeer, Navydeer czy Avendeer. Jeśli chcesz możesz najpierw obejrzeć tereny, a później…
- Nie. Chcę mieszkać w Fallendeer. –przerwałam mu dość ostro, za co w duchu się później skarciłam. Nie wolno było się tak odnosić do alfy.
Poprzedzając pytanie odpowiedziałam szybko, że spodobała mi się nazwa, czemu zawtórował kolejny delikatny uśmiech mojego rozmówcy.
-I chciałabym być strażniczką. – dopowiedziałam szybko, zanim Hockey zaproponowałby mi równie bezsensowne dla mnie stanowisko jak fryzjerka czy projektantka mody. – Jestem silną suczką i nie mam zamiaru bawić się w jakieś dziewczyńskie rzeczy. Potrafię obronić sforę przed niebezpieczeństwem, przekonasz się. – zapewniłam go, a kiedy już ujrzałam na jego twarzy coś w rodzaju zaufania uśmiechnęłam się pod nosem.
-Dobrze, w takim razie możesz obejrzeć sobie z kimś tereny. Ja muszę już iść. – oznajmił i nim zdążyłam mrugnąć już go nie było. Nie zdążyłam nawet mruknąć mojego ulubionego „sama sobie poradzę”!
Wzruszywszy ramionami ruszyłam przed siebie, zastanawiając się w którą stronę iść. Na szczęście, lub nieszczęście, wyręczył mnie kolejny nieznajomy, który nagle wyrósł przed moimi oczami.
-Cześć, jesteś nowa? – zapytał.
Mruknęłam coś ze zniecierpliwieniem. Przecież to oczywiste, że jestem nowa, skoro nie zna mojej twarzy!
- Mogę cię oprowadzić. – dodał dobrodusznie, dając mi tym samym szansę do wypowiedzenia mojego słynnego :
- Sama sobie poradzę. – odburknęłam i tym samym ruszyłam przed siebie. Pies jednak nie dawał za wygraną.
Nieznajomy psie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz