Poszukiwania znajomości czas zacząć!
Tym celu poprawiłam moją jak zawsze nie ułożoną sierść, wpadłam do jeziorka, chociaż to nie było zamierzone, przećwiczyłam chód i sprawdziłam, w jakiej formie jest mój odwieczny humor. Gdy zdołałam rozśmieszyć sama siebie kilka razy, pewna swego ruszyłam na małe „polowanie” . Mimo, że starałam się być jak najbardziej miła i czarująca, większość psów po prostu omijało mnie, lub oburkiwało coś w stylu „muszę gdzieś iść”. Widocznie uznali mnie za jakąś psychopatkę, która rozdaje cukierki małym szczeniakom, lub po prostu są tak zapracowani. Stawiam na tą pierwszą opcję.
Wreszcie, ktoś zainteresował się moją skromną osobą. Była to suczka rasy Husky, o „zwykłym”, że tak powiem umaszczeniu, co wcale nie oznacza, że była brzydka. W każdym bądź razie rozmawiałyśmy. Suczka miała na imię Sasza, a nie dość, że była całkiem miła, to jeszcze okazało się, że mieszkamy w tym samym miejscu, czyli przy Kwiatowych Schodach! Nie powiem, dzisiejszy dzień naprawdę był udany. Poznałam już kilka miłych psów, a przecież moja kariera w Sforze Psiego Głosu dopiero się zaczynała.
- Zaprowadzić cię do alfy? – zapytała w pewnym momencie Sasza, przerywając zwykłe przełamywanie lodów i wymianę uprzejmości. Zmarszczyłam brwi. Po co miałabym iść do alfy? Przecież widziałam się z nim... no cóż, całkiem niedawno. Może musiałam załatwić jakieś formalności, albo starszyzna wypali mi jakieś dziwne znaki na skórze? Każda sfora ma swoje różne obyczaje, dlatego trochę się przestraszyłam. Kiedyś słyszałam nawet, że członkom sfory wyrywano wszystkie zęby. Przeszły mnie dreszcze.
-Tak… - odpowiedziałam niepewnie.
Zdawało mi się przez moment, że mojej towarzyszce rozbłysły oczy, jakbym oznajmiła, że wygrała jakiś konkurs, czy że dostanie darmowy podarunek. Humor w mgnieniu oka jej się poprawił, a gdy szłyśmy w stronę alfy, zaczęła gadać jak najęta.
- Bo wiesz, Hockey to najlepszy przywódca jaki mógł się zdarzyć. Jest taki mądry i umie nami zarządzać i zawsze ma dla wszystkich czas, no i jest przystojny… - rozmarzyła się, a jej monologu nie było końca. Uśmiechałam się tylko pod nosem, ukradkiem ziewając. Mam nadzieję, że tego nie zauważyła.
- No, jesteśmy. – oznajmiła wreszcie z uśmiechem, patrząc się ubóstwieniem w stronę psa. – Cześć Hockey! – krzyknęła, podchodząc do niego.
Hockey odwrócił się i uśmiechnął przyjaźnie, utwierdzając mnie w przekonaniu, że jest naprawdę miły i nie muszę się bać wyrywania zębów.
-Witajcie. Fairchild, tak? – zapytał, chcąc się upewnić, a mnie zdumiało, że zapamiętał moje imię. W końcu spotkaliśmy się tylko raz, a w Sforze jest masa psów. Kolejny plus. – Co was do mnie sprowadza?
Tym razem zdążyłam prześcignąć Saszę w odpowiedzi.
- Nie wiem, to ona mnie tu przyciągnęła. - powiedziałam szybko, zgodnie z prawdą i zaraz po tym wybuchnęłam śmiechem, orientując się jak to strasznie zabrzmiało.
- No, bo ja… - Sasza zmieszała się, potęgując mój dobry humor. Znów zwróciła swój wzrok na Hockeya, a po chwili gdy znów zaczęli rozmawiać, byłam już dla niej jakby niewidzialna. Mrugnęłam z uśmiechem do Hockeya i powoli wycofałam się z pola rażenia.
Hockey, Sasza, chcecie to dokończyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz