Fallendeer. Ach, to miejsce zawsze wprawia mnie w radosny nastrój! Nie chodzi o to, że to moje terytorium, ale o wszystko w nim. Niektóre miejsca są wyjątkowo pozytywne, inne wywołują dreszcze. Łatwo się zatracić w magii otaczającej przyrody. Tu jest wszystko, co jest mi potrzebne.
Nie bez powodu wybrałem to miejsce. Przywodzi mi na myśl wszystkie opowieści mamy i taty. Ta magia... Czuć ją w powietrzu. Gdy weszliśmy tu, zaraz zająłem swoje miejsce. Nie spodziewałem się jednak... tego. Tyle psów! Drin mówił prawdę. Tu nie chodzi o tereny. Tu chodzi o nas. To my nosimy w sobie "to coś" po naszych przodkach. To po Vivie Drin "przyciąga" członków sfory. Wszyscy opowiadają, jak po odejściu Vivy sfora podupadła. A teraz? Proszę. Tak. To MY.
Postawiłem krok na małej kładce prowadzącej nad rwącą rzeką. Ostrożnie balansując pokonałem połowę jej długości. Tam przysiadłem i zwiesiłem głowę. Wbiłem wzrok w wodę. Pod dość grubą warstwą piany pływały kolorowe ryby. Takie same były przy jeziorze w mojej poprzedniej sforze. Zawsze je lubiłem.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Tyle wspomnień...
- Ekhem!
Uniosłem nagle głowę i zerknąłem w tamtą stronę.
- O, cześć - uśmiechnąłem się. - Wybacz... Trochę się zagapiłem.
< Ktoś chce? :3 Pisać w komentarzach >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz