Biegłam. Po prostu biegłam przed siebie słysząc raz po raz huk wiatrówki. Mój pan w jednej chwili mnie znienawidził chcąc mnie zabić. Dopiero po piętnastu minutach od ostatniego strzału zatrzymałam się i przeszłam w szybki trucht. Spojrzałam do tyłu nie widząc niczego oprócz swoich śladów łap. Uspokoiłam się choć serce nadal waliło mi jak oszalałe. W końcu zatrzymałam się nasłuchując. Cisza jak makiem zasiał. Cisza przed burzą? Bynajmniej. Spojrzałam na podłoże. Pojedyncze małe czerwone plamki ozdabiały biały śnieg. Przyjrzałam się dokładnie swojej łapie. Z boku jątrzyła się krew. Trafił mnie, a właściwie drasnął. Polizałam ranę i skrzywiłam się natychmiast. TAK. TO JEST KREW, idiotko. Poszłam w nieznanym mi kierunku. Miałam nadzieję, że znajdę jakiegoś psa. Usłyszałam zamiast tego wycie wilka. Nie jest dobrze. Nie jest dobrze jak jest źle. Poszłam dalej. Widząc innego psa ukryłam się za drzewem. Popatrzył na mnie i chciał do mnie podbiec. Rzuciłam się do ucieczki. Znów biegłam nie wiedząc dlaczego. Przecież nie każdy musi być zły. Spojrzałam do tyłu. Był trochę dalej ode mnie. Widziałam tylko jego zarys.
- Może sobie odpuści? - pomyślałam. Nagle wbiegłam na łąkę. Spojrzałam się do tyłu. Stał tam pies tej samej rasy co ja. Patrzył się na mnie co najmniej tak, jakbym zjadła mu matkę.
- Yyyy. Dzień dobry. - wybąkał wreszcie.
- Dzień dobry. - przytaknęłam równie cicho i niepewnie.
- Mgm. - przełknął ślinę - Jestem Felix, a Ty?
- Islay.
- Boże..
- Co? - zapytałam
- Ty krwawisz.
- CO?- spojrzałam na łapę. - A... tak.
Felix? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz