niedziela, 15 listopada 2015

Od Heaven

Kolejny, zimowy dzień nastał w Sforze Psiego Głosu Forever. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Byłam w swojej własnej jaskini. Dobrze, że nie u Horizona i Devo, a zdarzały się takie sytuacje.
Wyszłam z dużej ilości ciepłych koców i wyciągnęłam ze spiżarni zająca. Zaczęłam go w spokoju zajadać, dopóki nie usłyszałam pukania do jaskini. Wyszłam przed mój dom i zobaczyłam przed sobą mojego przyrodniego brata - Rafaello.
- Cześć, Heaven. - lekko się uśmiechnął.
- Cześć, Raf. Wejdźmy do środka, strasznie zimno na dworze...
Oboje weszliśmy do jaskini. Chciałam podzielić się z nim pożywieniem, ale szybko przypomniałam sobie o tym, że mój brat jest wegetarianinem. Dałam mu zieleninę, którą wygrzebałam z kąta spiżarni.
- Pamiętasz o rodzinnym obiedzie u rodziców? - zapytał po długiej, niezręcznej ciszy.
Niech to.
Kompletnie zapomniałam o spotkaniu z rodzicami! Zaczęłam się obwiniać w myślach, jaką niedobrą jestem córką, siostrą i członkinią rodziny.
- Zapomniałam... - wyszeptałam i ukryłam łapami swój pysk ze wstydu.
Kiedy Raf zobaczył moją reakcję, położył mi łapę na "ramieniu" i rzekł:
- Każdy o czymś zapomina. Nie przejmuj się, tylko lepiej się przygotuj.
Kiwnęłam głową i podziękowałam za radę. Szybko skończyłam jeść śniadanie i uczesałam swoją sierść. Kiedy byłam już gotowa, wyszłam z jaskini ze swoim przyrodnim bratem.
Rafaello wskazał skrót - las. Od dzieciństwa z lasem miałam złe wspomnienia. Zaginięcie Missisipi, a także wiele innych ataków. Nawet kiedyś i ja zostałam zaatakowana przez basiora z wrogiej watahy. Jednak w końcu uległam swojemu bratu i razem poszliśmy.
Szliśmy baaardzo wąską drogą, przez co musieliśmy iść "na gęsiego". Nagle usłyszałam wycie wilków. Przystanęłam i czekałam, póki Raf nie zrobi tego samego. Ale on dalej szedł, jakby nigdy nic się nie stało.
- Raf! - krzyknęłam, a ten w końcu się zatrzymał.
Border odwrócił się i spojrzał na mnie, jak na idiotkę. Uniosłam "brwi", zdziwiona, że mój brat jest tak głuchy.
- Niczego nie słyszałeś? - nie dowierzałam.
- Nie... Chodźmy. - odpowiedział.
"Pewnie znowu zgłupiałam..." - westchnęłam i poszłam za nim.
Ale po kilku minutach znowu usłyszałam coś, tym razem warknięcie. W dodatku dźwięk był bardzo blisko mnie... Nagle poczułam dotyk czyjejś łapy. Ktoś ciągnął mnie. Zaczęłam krzyczeć. Szukałam wzrokiem swojego brata, ale go już nigdzie nie widziałam.
Ktoś, w dodatku potężniejszy ode mnie zaciągnął mnie w głąb lasu.

Ktoś mnie uratuje...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz