Gdy tylko pojawiłam się przed ich domem, nerwowo pukałam. Otworzył mi Geris, zszokowany moją wizytą.
- Heaven, co tu robisz? - zapytał.
- Horizon... Uratował mnie... i teraz sam jest w niebezpieczeństwie. - wydyszałam, wykończona bieganiem.
Beta wprowadził mnie do środka swojej jaskini i zostawił mnie z Another. Powiedział, że idzie po "posiłki". Nie wiedziałam, o co mu chodzi, natomiast jego partnerka doskonale go rozumiała. Chciałam z nią o tym porozmawiać, ale ona tylko odpowiedziała, że nie mamy czasu i potrzebujemy broni.
Po dwudziestu minutach, Geris wrócił do jaskini z moimi rodzicami, Devo, Winnerem oraz wieloma innymi wojownikami. Nageezi nie było, Prince'a i jego dzieci też nie. Musieliśmy sami radzić. Wszyscy mieli co najmniej jedną broń, ja również. Cały czas trzymałam w łapie sztylet, który dał mi mój brat.
- Słuchajcie, idziemy do... naszych wrogów. Musimy pomóc jednemu z członków naszej sfory. - ogłosił Geris.
- Na co czekamy? Ruszamy! - powiedziała moja mama, która była zdenerwowana zaistniałą sytuacją.
Weszliśmy do watahy naszych wrogów. Wskazałam jaskinię, w której był Horizon. Poszliśmy tam wszyscy i przystanęliśmy przed nią. Słyszeliśmy głosy Horizona i wilków.
- Moje dziecko... - jęknęła Green Day, a Futura przewróciła oczami.
Po kilku minutach Geris wrzasnął "Teraz!" i wtargnęliśmy do środka. Zaczęła się walka. Beta zdążył mi tylko powiedzieć, żebym odnalazła brata i już go jakiś wilk zaczął atakować. Zaczęłam się pchać i szukać Bringa. Znalazłam go.
- Horizon, spadamy! - krzyknęłam do niego.
- A co.. - nie dokończył, bo wzięłam go za "ramię" i wyszłam z nim z jaskini.
Później i inne psy z naszej sfory zaczęły uciekać.
Horizon?
Wiem, krótkie. :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz