Moi rodzice mieszkali u pani której nazwiska nigdy nie potrafiłam spamiętać. Mówili, że była dobra i kochała psy. Nie wzięła ich dlatego, że jako psy rasowe wyglądali bardziej elegancko. Tata trafił do niej dzięki szczęśliwemu przypadkowi. Jej przyjaciółka miała do oddania setera, najsłabszego z miotu pieska z uszkodzonym uchem. Nikt go nie chciał. Tymczasowa właścicielka mojego taty nie wiedziała co zrobić, powiedziała o tym przyjaciółce, która wzięła pieska do siebie. Mimo, że miała coraz mniej sił wzięła na wychowanie pieska, który miał przecież wyrosnąć na dużego psa potrzebującego ruchu. Mój tata był szczęśliwy, ale samotny. Kiedy pani to zauważyła postanowiła wziąć jeszcze jednego psa dla towarzystwa mojego taty. Chciała, by pies był tej samej rasy. Wtedy narodził się problem. To ma być pies czy suczka? Zdecydowała się wziąć suczkę. Lilly i Tom – moi rodzice wychowywali się w swoim towarzystwie. Po dwóch latach ich pani umarła. Oni zostali wyrzuceni na ulicę. Moja mama niedługo miała urodzić. Ja i moje rodzeństwo urodziliśmy się więc na ulicy. Kiedy wystarczająco podrośliśmy wyruszyliśmy całą rodziną w podróż. Chcieliśmy znaleźć jakąś sforę, watahę, cokolwiek. Byle mieć schronienie daleko od ludzi. Nie wszyscy są tacy dobrzy. Nie raz przekonaliśmy się tego na własnej skórze. Po długim szukaniu znaleźliśmy jakąś watahę. Wychudzeni i wymęczeni dołączyliśmy do owej watahy. To był chyba największy błąd naszego życia. To nie było dobre miejsce dla psów. Wilki uważały, że skoro są naszymi przodkami mają nad nami władzę. Ja osobiście zawsze twierdziłam, że to my jesteśmy odrobinę lepsi, ze względu na taką różnicę w wyglądzie. Różnimy się nie tylko charakterem, ale też długością i kolorem sierści, kolorem oczu, kształtem uszu, wielkością, sylwetką i jeszcze innymi rzeczami. Oni uważali inaczej. Często atakowali mnie i moją rodzinę bez powodu. Tak o, dla rozrywki. Prawdopodobnie dlatego większość mojego rodzeństwa nie dożyła pierwszych urodzin. Kiedy do nich dzielił nas już tylko tydzień postanowiłam uciec. Z nikim się nie żegnając odeszłam w świat. Lepiej, żeby nie wiedzieli... Postanowiłam tym nie rozglądać się za byle czym tylko dołączyć do jakiejś sfory. Był jeden dzień po moich urodzinach, mijałam właśnie po raz nie wiadomo który drzewo, który otaczał mały balkonik. Zdałam sobie sprawę, że kręcę się w kółko. Usłyszałam dźwięk kładzenia łap na śniegu.
Obejrzałam się w stronę dźwięku. Z krzaków wyłaniał się jakiś pies. Nie byłam pewna czy był to samiec czy samica. Właśnie miałam się obrócić i zignorować psa, kiedy zdałam sobie sprawę, że mam okazję. Tak dawno nie widziałam żadnych psów...
- Hej! Kim jesteś? - zawołałam. Uszy psa wyłapały dźwięk mojego głosu. Ruszył w moim kierunku.
Objaw się postaci, proszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz